Z góry przepraszam za przerwę w blogowaniu. Niestety zdrowie mi nie dopisywało, a i sam Śląsk jakby odstraszył od pisania na jego temat. Także inne obowiązki nie pozwoliły mi na to by odwiedzic Oporowską na mecz z Lechem. Obejrzałem to widowisko później w telewizji i wcale nie żałowałem... Doszlismy do momenty w którym Śląsk walczy nie tylko o uniknięcie spadku, ale i życie. Dlatego po krótkiej przerwie chciałbym podzielić się z Wami swoją opinią na temat kompromitacji.
Kompromitacją jest praca Tarasiewicza w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Jego wypowiedzi pomeczowe również powinny być tak odbierane, ale nie oszukujmy się, gdyby były wyniki to większosc z nas miałaby w głębokim poważaniu to co mówi na konferencjach prasowych. Prawda jest jednak taka, że to Tarasiewicz nie przeprowadził transferów, on nie przygotował odpowiednio zespołu i taki Mila słania się na nogach w każdym meczu. Obecna sytuacja piłkarska Śląska to wina tylko i wyłącznie Tarasiewicza, a on nie dosc, że tego nie widzi to jeszcze zrzuca na każdego innego. O tym pisze Brzozowski w dzisiejszej Wyborczej Wrocław. Z gosciem nigdy się nie zgadzałem, aż do tej pory. I teraz sobie myslę, że takich tekstów o Śląsku cholernie nam brakuje (ale o tym napiszę osobno).
Kompromitacją jest sytuacja na trybunach, w miescie. Teoretycznie to Wrocław jest (współ)włascicielem Śląska i to, że brakuje jakichkolwiek działań, informacji i agitacji o klubie w centrum jest żenadą. Pomijam to, że w gazetach się dużo o nas pisze. Tylko co z tego? Sport czytają ludzie, którzy się interesują i chodzą na stadion, a chodzi chyba o to by zachęcić tych niezdecydowanych. Ten kto przeczyta tekst, który chwali Śląska (jak wszystkie w smiesznej gazetce meczowej czy na łamach Wrocławskiej, we wtorki, na stronie Śląska), spojrzy w tabelę to musiałby być wyjątkowym debilem by się nabrać na tę mierną akcję marketingową. Kompromitacją jest to, że Oporowska nie zapełniła się w tym sezonie ani razu. Skoro władze klubu już teraz mają problem by zebrać żałosne 8,5 tysiąca ludzi na tym stadionie to co dopiero będzie przy tym, który budują?
Kompromitacją jest postawa piłkarzy. Pomijam już wiadomy i nietrudny do ocenienia wkład trenerski Tarasiewicza, ale ta jego banda obecnie dorobiła się (całkiem słusznie) opinii leniów, przepłaconych kopaczy bez ambicji. Z wyjątkami, oczywiscie. Patrzcie, znów na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy - co się z nimi stało? Gdzie ich ambicja? Gdzie ich umiejętnosci, wola walki? Słowa, które od nich słyszymy są puste i nie poparte ani jednym 90-minutowym występem. Kilku z nich, jak nie większosc, zdążyła już całkowicie się skompromitować w oczach kibiców i mi samemu sie wydaje, że lista, którą Wam już przedstawiałem (siedmiu do sprzedania) była zbyt łaskawa. Nie wnikam w życie prywatne piłkarzy, ale oni też chyba nie traktują kibiców poważnie. Liczą, że jak po porażce i kompromitacji podejdą do fanów to usłyszą oklaski. W tej rundzie na taki przywilej nie zasłużyli sobie ani razu.
Kompromitacją jest to jak Śląsk chce młodzież szkolić. Bo napisać, że klub cos w tym kierunku robi byłoby jawnym nadużyciem. Oddanie drużyny ME w ręce człowieka niedoswiadczonego w trenerce, byłego (słabego) piłkarza, człowieka, który nie prezentuje odpowiedniego charakteru ma nauczyć następców obecnych kopaczy tego jak być, grać i walczyć, było i jest bzdurą. Myslę również, że przeprowadzane nabory do tej drużyny są czystą fikcją. O ile się nie mylę, to było takich już kilka, a klub wciąż nie był w stanie znaleźć jednego perspektywicznego gracza. To albo Śląsk nie jest atrakcyjnym miejscem dla młodych ludzi, albo ktos kompletnie to olewa. Mam tu na mysli naszych 'wspaniałych' skautów, którzy robią robotą... fikcyjną. Efektów nie ma żadnych, Tarasiewicz ich rady olewa bo ufa tylko sobie. To klub doprowadził do takiej sytuacji, kolejny raz nas kompromitując.
Brzozowski ma rację, ze Śląska można się teraz smiać. Problem w tym, że klub nie robi nic, by tej tendencji zaprzeczyć, ją zastopować i odwrócić na korzysc drużyny. To ich wina, każdego z osobna, że Śląsk musi liczyć na korzystny wynik w Gliwicach i już teraz wątpi sie w jego utrzymanie. Tak jak napisał na Śląsknecie jeden z redaktorów: 'Gdyby porównać rozwój naszego klubu do jazdy samochodem, to pewnie wielu kibiców powiedziałoby, że obecny sezon przypomina prowadzenie auta z zaciągniętym hamulcem ręcznym. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że Śląsk nie zaciągnął ręcznego, ale wrzucił na wsteczny i zaczął się cofać.' Otóż ta metafora jest jak najbardziej słuszna. Byleby tylko to cholerne cofanie się, napędzane przez decyzję wszystkich w klubie, nie zrzuciło nas z Ekstraklasy. Wtedy to dopiero byłaby kompromitacja...
piątek, 7 maja 2010
środa, 28 kwietnia 2010
Zagłębie 0:0 Śląsk - raport meczowy
ŚląskNet.com: "To był mecz godny miana derbowej potyczki regionu. Oba zespoły wyszły na murawę zmotywowane i gotowe do boju. I od pierwszych minut meczu na boisku działo się sporo. Początkowo lekką przewagę miało Zagłębie, Śląsk zaś pozwalał się rywalowi wyszumieć, samemu czekając na dobrą okazję do kontrataku. Sporo było też walki. W pierwszym kwadransie gry sędzia Górecki aż osiem razy przerywał grę po nieprzepisowych zagraniach. Sygnał do ataku dało Zagłębie."
ŚląskWrocław.pl: "Gra wrocławskich piłkarzy nabierała rumieńców. Lobować Isailovicia próbował Ćwielong, ale najlepszą sytuację na objęcie prowadzenia zmarnowal Szewczuk, którego prostopadłym podaniem obsłużył właśnie „Pepe”. Nasz napastnik popędził na bramkę, spróbował strzału w krótki róg, ale nie trafił. Miedziowi nie pozostawali dłużni. Dobre zawody rozgrywał Kędziora, który najpierw minął zwodem Łukasiewicza i posłał piłkę tuż obok spojenia słupka i poprzeczki, a później wyłożył futbolówkę Micanskiemu, który przestrzelił. Kelemen musiał się za to wykazać po uderzeniach z drugiej linii Traore i Stasiaka."
Ekstraklasa.net: "W 74 minucie mieliśmy dziwną sytuację – pierwotnie sędzia odgwizdał rzut karny za faul bramkarza Śląska na napastniku z Lubina ale po konsultacji zmienił swoją decyzję każąc symulanta żółtą kartką. 3 minuty potem para Micanski-Traore wyprowadziła Zagłębie na prowadzenie. Cztery minuty potem Adrian Błąd, który pojawił się 10 minut wcześniej na boisku zobaczył drugą żółtą kartę i zakończył swój udział w meczu. Gdy wydawało się, że Zagłębie wygra w tym spotkaniu, przepięknym strzałem popisał się Sebastian Mila."
Przed meczem
Trzeba przyznać mediom, że potrafiły wytworzyć odpowiednią rangę wokół derby Dolnego Śląska. W gazetach co prawda nie było wielkich wkładek, ale pojawiły się obszerne artykuły, wywiady i zapowiedzi. Fajnie, że tym razem pora meczu (LigoMistrzowska) nie była wytłumaczeniem słabej frekwencji, ale wręcz katalizatorem przyciągającym fanów na stadion. Własnie, fanów.
Żenującą decyzją było ograniczenie liczebnosci biletów dla kibiców z Wrocławia. Wiem, że pewnie byłyby (większe) kłopoty z zapanowaniem nad taką grupą, ale z tego co wiesc niesie po różnych forach i stronach kibicowskich, policja oraz ochrona nie sprostały zadaniu. Myslę, że błędem był brak większego wstawiennictwa ze strony władz Śląska oraz interwencji w PZPN. Chociaż co Związek by zrobił? Wyciągnął nogi na biurko i dał odpowiedź w stylu 'robimy co możemy'. Jasne.
Mecz
Początek był nerwowy i niemrawy, ale myslę, że to akurat cechuje każde dobre derby i nie inaczej było z tymi naszymi, skromnymi. Spotkanie sprostało, a nawet chyba przerosło oczekiwania, ponieważ wbrew pozorom i obawom murawa nikomu nie przeszkadzała i nawet wyglądała lepiej niż ta na Oporowskiej. W Śląsku w pierwszej połowie dobrze spisywali się zwłasza Ćwielong, który robił dużo szumu (inna sprawa, że efekt był żaden), ale który to już raz z rzędu ekipa Tarasiewicza zaczyna mecz w '10'? Tomasz Szewczuk - napastnik, który ani nie potrafi stworzyć sobie sytuacji, ani wykorzystać podania kolegów, ani przydać sie w rozegraniu. Gdyby jeszcze bramki strzelał... Kartkę szybko obejrzał Wołczek, potem Mila co obu eliminuje z meczu przeciwko Lechowi Poznań w niedzielę. Obaj również grali beznadziejnie. Dobrze spisywał się Pawelec, Sztylka i, standardowo, Kelemen.
Druga połowa to już niestety ewidentne podkreslenie różnicy pomiędzy Zagłębiem a Śląskiem. Przede wszystkim widać było, że gospodarze mają trzech napastników, a każdy sobą cos reprezentuje. W odpowiedzi na ataki Lubina oraz przez kontuzję Madeja, Tarasiewicz zdecydował się na rzecz dosć niespotykaną - w 62 minucie na boisku pojawił się Sotirović i Śląsk zagrał wreszcie 4-4-2. Niewiele nam to dało. Nadal Zagłębie stwarzało zagrożenie, konstruowało ciekawsze akcje, a Śląsk próbował wyjsć z własnej połowy, ale bez żadnych ciekawych efektów.
Bramka była tylko kwestią czasu i choć dobrze sędziujący Górecki karnego Zagłębiu nie dał to już nie miał się do czego przyczepić jak gola strzelił Micański. Katastrofalny błąd popełnił Socha, ale do tego, że nawet mając dobry wieczór młody obrońca odstawi jakąs gafę już się przyzwyczailismy. Potem głupi błąd, drugi tego dnia, popełnił obiecujący Adrian Bład i wyleciał z boiska. Śląsk próbował atakować, ale to polegało na wymuszeniu rzutu wolnego i liczeniu na łut szczęscia. Cóż, żeby strzelić gola po jednym z tak wykonywanych stałych fragmentów gry przez Milę to szczęscie musiałoby przyjechać na Dialog Arenę kilkoma ciężarówkami.
W 89. minucie kolejne zamieszanie w polu karnym i wreszcie ktos w Śląsku wpadł na to, że można uderzać z dystansu. Najpierw spróbował Łukasiewicz, ale jego wolej wybił bramkarz, który już z plasowanym uderzeniem Mili nie miał żadnych szans. Klasowe trafienie słabego tego dnia pomocnika, które tylko dodało dramaturgii derby Dolnego Śląska. Dobre widowisko, w miarę sprawiedliwy wynik, a także emocje do samego końca - kibice oglądający to spotkanie (a znam wiele osób, które wybrały ten mecz zamiast Ligi Mistrzów!) nie mogą narzekać.
Reakcja pomeczowa
Może zamiast skupiać się na tym jakie konsekwencje powinny zostać wyciągnięte po tym spotkaniu przez Tarasiewicza, skupmy się na tym ile odebrały trenerowi wczorajsze derby. Przede wszystkim prawdopodobnie nie zagra z Lechem Celeban, z powodu kartek wypadł Mila i Wołczek. Czeka nas powrót Spahicia do obrony, również Sztylka zagra w tej formacji, a w linii pomocy swoje miejsce odnajdzie u boku Łukasiewicza Ulatowski. Szkoda, że rotacja w ofensywie jest beznadziejna. Bo kogo zaskoczy w tym sezonie Tomasz Szewczuk? Kto faktycznie liczy, że ten 'napastnik' poprawi swój bilans bramkowy?
Znęcam się nad tym piłkarzem, ale przecież to nie jego wina, że gra. Sotirović prezentuje się beznadziejnie, nie ma żadnego pomysłu, a momentami brakuje mu nawet woli walki. Mysle, że Tarasiewicz zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że w lecie potrzebuje całkowicie wymienić skład personalny formacji ataku, ponieważ inaczej jego umiejętnosci trenerskie będą poważnie kwestionowane.
Śląsk musi nauczyć się grać w przewadze, odnajdywać jakiekolwiek pojawiające się szansę w ofensywie. Niestety po raz kolejny mając liczebną przewagę nie prezentujemy się na tyle dobrze by choćby cień sytuacji został stworzony po przemyslanej akcji. To także jest typowo treningowa praca, a ja mam wrażenie, że własnie zajęcia u Tarasiewicza nie są w wystarczającym stopniu skoncentrowane na tych elementach taktycznych. Mam nadzieję, że sie mylę, choć te kilka treningów, które obserwowałem w tym sezonie nie napawa mnie wielkim optymizmem w tej kwestii.
Oceny
Oceny wczorajszego spotkania nie będą skomplikowane. Dzisiaj poziom zaprezentowany przez danego pilkarza będzie ozdwierciedlana przez pozycję w tabeli.
Kelemen 2/3 miejsce - pewne wyjscia z bramki, strzały łapał wszystkie, mądrze zachował się przy 'karnym', który próbował wymusić Błąd.
Wołczek 15 miejsce - niestety, ale on ma problemy z defensywą, a w ofensywie bezużyteczny. Do spadku?
Pawelec 5 miejsce - nie postawił wczoraj źle stopy, bardzo dobry mecz w jego wykonaniu na stoperze.
Sztylka 6 miejsce - solidnie i także bez kiksów czy złych interwencji.
Socha 9 miejsce - musi jeszcze sporo się uczyć, były momenty pozytywne, ale też negatywne, jak gol dla Lubina.
Łukasiewicz 8 miejsce - dobrze korygował swoje ustawienie w defensywie, dobrze asekurował, wreszcie przydatny w ofensywie
Dudek 11 miejsce - słaby mecz w jego wykonaniu.
Mila 10 miejsce - gdyby nie bramka wylądowałby w strefie spadkowej.
Madej 11 miejsce - niewidoczny w drugiej połowie, w pierwszej także zbytnio nie pograł.
Ćwielong 7 miejsce - obiecująca pierwsza połowa, trochę zagubiony w drugiej. Kilka udanych dryblingów.
Szewczuk 8 miejsce... w II lidze - z niego już pożytku nie będzie.
Sotirović 14 miejsce - blisko spadku, ale jest cień szansy na poprawę. Vuka cień.
ŚląskWrocław.pl: "Gra wrocławskich piłkarzy nabierała rumieńców. Lobować Isailovicia próbował Ćwielong, ale najlepszą sytuację na objęcie prowadzenia zmarnowal Szewczuk, którego prostopadłym podaniem obsłużył właśnie „Pepe”. Nasz napastnik popędził na bramkę, spróbował strzału w krótki róg, ale nie trafił. Miedziowi nie pozostawali dłużni. Dobre zawody rozgrywał Kędziora, który najpierw minął zwodem Łukasiewicza i posłał piłkę tuż obok spojenia słupka i poprzeczki, a później wyłożył futbolówkę Micanskiemu, który przestrzelił. Kelemen musiał się za to wykazać po uderzeniach z drugiej linii Traore i Stasiaka."
Ekstraklasa.net: "W 74 minucie mieliśmy dziwną sytuację – pierwotnie sędzia odgwizdał rzut karny za faul bramkarza Śląska na napastniku z Lubina ale po konsultacji zmienił swoją decyzję każąc symulanta żółtą kartką. 3 minuty potem para Micanski-Traore wyprowadziła Zagłębie na prowadzenie. Cztery minuty potem Adrian Błąd, który pojawił się 10 minut wcześniej na boisku zobaczył drugą żółtą kartę i zakończył swój udział w meczu. Gdy wydawało się, że Zagłębie wygra w tym spotkaniu, przepięknym strzałem popisał się Sebastian Mila."
Przed meczem
Trzeba przyznać mediom, że potrafiły wytworzyć odpowiednią rangę wokół derby Dolnego Śląska. W gazetach co prawda nie było wielkich wkładek, ale pojawiły się obszerne artykuły, wywiady i zapowiedzi. Fajnie, że tym razem pora meczu (LigoMistrzowska) nie była wytłumaczeniem słabej frekwencji, ale wręcz katalizatorem przyciągającym fanów na stadion. Własnie, fanów.
Żenującą decyzją było ograniczenie liczebnosci biletów dla kibiców z Wrocławia. Wiem, że pewnie byłyby (większe) kłopoty z zapanowaniem nad taką grupą, ale z tego co wiesc niesie po różnych forach i stronach kibicowskich, policja oraz ochrona nie sprostały zadaniu. Myslę, że błędem był brak większego wstawiennictwa ze strony władz Śląska oraz interwencji w PZPN. Chociaż co Związek by zrobił? Wyciągnął nogi na biurko i dał odpowiedź w stylu 'robimy co możemy'. Jasne.
Mecz
Początek był nerwowy i niemrawy, ale myslę, że to akurat cechuje każde dobre derby i nie inaczej było z tymi naszymi, skromnymi. Spotkanie sprostało, a nawet chyba przerosło oczekiwania, ponieważ wbrew pozorom i obawom murawa nikomu nie przeszkadzała i nawet wyglądała lepiej niż ta na Oporowskiej. W Śląsku w pierwszej połowie dobrze spisywali się zwłasza Ćwielong, który robił dużo szumu (inna sprawa, że efekt był żaden), ale który to już raz z rzędu ekipa Tarasiewicza zaczyna mecz w '10'? Tomasz Szewczuk - napastnik, który ani nie potrafi stworzyć sobie sytuacji, ani wykorzystać podania kolegów, ani przydać sie w rozegraniu. Gdyby jeszcze bramki strzelał... Kartkę szybko obejrzał Wołczek, potem Mila co obu eliminuje z meczu przeciwko Lechowi Poznań w niedzielę. Obaj również grali beznadziejnie. Dobrze spisywał się Pawelec, Sztylka i, standardowo, Kelemen.
Druga połowa to już niestety ewidentne podkreslenie różnicy pomiędzy Zagłębiem a Śląskiem. Przede wszystkim widać było, że gospodarze mają trzech napastników, a każdy sobą cos reprezentuje. W odpowiedzi na ataki Lubina oraz przez kontuzję Madeja, Tarasiewicz zdecydował się na rzecz dosć niespotykaną - w 62 minucie na boisku pojawił się Sotirović i Śląsk zagrał wreszcie 4-4-2. Niewiele nam to dało. Nadal Zagłębie stwarzało zagrożenie, konstruowało ciekawsze akcje, a Śląsk próbował wyjsć z własnej połowy, ale bez żadnych ciekawych efektów.
Bramka była tylko kwestią czasu i choć dobrze sędziujący Górecki karnego Zagłębiu nie dał to już nie miał się do czego przyczepić jak gola strzelił Micański. Katastrofalny błąd popełnił Socha, ale do tego, że nawet mając dobry wieczór młody obrońca odstawi jakąs gafę już się przyzwyczailismy. Potem głupi błąd, drugi tego dnia, popełnił obiecujący Adrian Bład i wyleciał z boiska. Śląsk próbował atakować, ale to polegało na wymuszeniu rzutu wolnego i liczeniu na łut szczęscia. Cóż, żeby strzelić gola po jednym z tak wykonywanych stałych fragmentów gry przez Milę to szczęscie musiałoby przyjechać na Dialog Arenę kilkoma ciężarówkami.
W 89. minucie kolejne zamieszanie w polu karnym i wreszcie ktos w Śląsku wpadł na to, że można uderzać z dystansu. Najpierw spróbował Łukasiewicz, ale jego wolej wybił bramkarz, który już z plasowanym uderzeniem Mili nie miał żadnych szans. Klasowe trafienie słabego tego dnia pomocnika, które tylko dodało dramaturgii derby Dolnego Śląska. Dobre widowisko, w miarę sprawiedliwy wynik, a także emocje do samego końca - kibice oglądający to spotkanie (a znam wiele osób, które wybrały ten mecz zamiast Ligi Mistrzów!) nie mogą narzekać.
Reakcja pomeczowa
Może zamiast skupiać się na tym jakie konsekwencje powinny zostać wyciągnięte po tym spotkaniu przez Tarasiewicza, skupmy się na tym ile odebrały trenerowi wczorajsze derby. Przede wszystkim prawdopodobnie nie zagra z Lechem Celeban, z powodu kartek wypadł Mila i Wołczek. Czeka nas powrót Spahicia do obrony, również Sztylka zagra w tej formacji, a w linii pomocy swoje miejsce odnajdzie u boku Łukasiewicza Ulatowski. Szkoda, że rotacja w ofensywie jest beznadziejna. Bo kogo zaskoczy w tym sezonie Tomasz Szewczuk? Kto faktycznie liczy, że ten 'napastnik' poprawi swój bilans bramkowy?
Znęcam się nad tym piłkarzem, ale przecież to nie jego wina, że gra. Sotirović prezentuje się beznadziejnie, nie ma żadnego pomysłu, a momentami brakuje mu nawet woli walki. Mysle, że Tarasiewicz zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że w lecie potrzebuje całkowicie wymienić skład personalny formacji ataku, ponieważ inaczej jego umiejętnosci trenerskie będą poważnie kwestionowane.
Śląsk musi nauczyć się grać w przewadze, odnajdywać jakiekolwiek pojawiające się szansę w ofensywie. Niestety po raz kolejny mając liczebną przewagę nie prezentujemy się na tyle dobrze by choćby cień sytuacji został stworzony po przemyslanej akcji. To także jest typowo treningowa praca, a ja mam wrażenie, że własnie zajęcia u Tarasiewicza nie są w wystarczającym stopniu skoncentrowane na tych elementach taktycznych. Mam nadzieję, że sie mylę, choć te kilka treningów, które obserwowałem w tym sezonie nie napawa mnie wielkim optymizmem w tej kwestii.
Oceny
Oceny wczorajszego spotkania nie będą skomplikowane. Dzisiaj poziom zaprezentowany przez danego pilkarza będzie ozdwierciedlana przez pozycję w tabeli.
Kelemen 2/3 miejsce - pewne wyjscia z bramki, strzały łapał wszystkie, mądrze zachował się przy 'karnym', który próbował wymusić Błąd.
Wołczek 15 miejsce - niestety, ale on ma problemy z defensywą, a w ofensywie bezużyteczny. Do spadku?
Pawelec 5 miejsce - nie postawił wczoraj źle stopy, bardzo dobry mecz w jego wykonaniu na stoperze.
Sztylka 6 miejsce - solidnie i także bez kiksów czy złych interwencji.
Socha 9 miejsce - musi jeszcze sporo się uczyć, były momenty pozytywne, ale też negatywne, jak gol dla Lubina.
Łukasiewicz 8 miejsce - dobrze korygował swoje ustawienie w defensywie, dobrze asekurował, wreszcie przydatny w ofensywie
Dudek 11 miejsce - słaby mecz w jego wykonaniu.
Mila 10 miejsce - gdyby nie bramka wylądowałby w strefie spadkowej.
Madej 11 miejsce - niewidoczny w drugiej połowie, w pierwszej także zbytnio nie pograł.
Ćwielong 7 miejsce - obiecująca pierwsza połowa, trochę zagubiony w drugiej. Kilka udanych dryblingów.
Szewczuk 8 miejsce... w II lidze - z niego już pożytku nie będzie.
Sotirović 14 miejsce - blisko spadku, ale jest cień szansy na poprawę. Vuka cień.
poniedziałek, 26 kwietnia 2010
Po co ta debata?
Zwykle debaty organizuje sie po to by uzyskać jakąs odpowiedź na zadane pytania, kontrowersyjne kwestie. Kilka głosów uczestniczących w takiej rozmowie stara się wysnuć kilka konkretnych wniosków na podstawie których podejmuje się dalsze działania. Dzisiaj zamiast o Zagłębiu będzie więc o tym co miała dać, a co faktycznie dała nam dyskusja w redakcji Gazety Wrocławskiej w której uczestniczyli: Ryszard Tarasiewicz, Przemysław Piwowarski (Wielki Śląsk), Piotr Wasniewski (prezes Śląska) i Michał Janicki (Urząd Miasta). Ze strony Gazety w debacie uczestniczyli Wojciech Koerber oraz Michał Wisniewski.
Niestety póki co nie jestem w stanie dać Wam skanów (pracuję nad tym), więc choćby przepiszę wnioski jakie GWrocławska do tej debaty wniosła. Śląskowi potrzebny jest koniecznie sukces, a jeżeli nie on, to przynajmniej trzeba dać kibicom wiarę, że zespół gra o najwyższe cele. Śląsk powinien być bardziej widoczny w miescie i regionie. Należy podniesc bezpieczeństwo i kulturę na meczach Śląska. Koniecznie trzeba wzmocnić zespół, najlepiej zawodnikami z nazwiskami, które przyciągną kibiców. Więcej akcji marketingowych skierowanych do kibiców, zwłaszcza najmłodszych i najstarszych. Należy wziąć przykład z klubów zagranicznych, na przykład z klubów niemieckich.
Niestety sama debata mocno rozczarowywuje. Jest dużo ogólników, trener Tarasiewicz znów się zaperza, znów twierdzi, że 9 na 10 osób nie jest godna dyskusji z jego osobą. Z kolei Wasniewski stara się tłumaczyć skąd Śląsk bierze pieniądze i dlaczego nie dostaje ich więcej oraz liczy, że wszyscy będziemy cierpliwi. Mówi o tych dwóch latach w trakcie których przyszłosc Śląska się rozstrzygnie, że wszystko będzie stopniowo budowane. Niestety nadal stadion na Pilczycach jest używany jak magiczna karta przetargowa, która odmieni losy piłki we Wrocławiu. Stara sie to trochę w debacie inaczej przedstawić Piwowarski, ale jego głos ginie w obietnicach klubu. Dziwi mnie też postawa Janickiego, którego miałem do tej pory za osobę bardzo konkretną. Tu jego rola jest ograniczona do krótkich wypowiedzi, nawet ironicznych zdań podsumowywujących opinie innych uczestników debaty.
Wszystko rozbija się o pieniądze. Prezes Śląska twierdzi, że obecnie ceny biletów są na odpowiednim poziomie, a w zeszłym były minimalnie za niskie, ponieważ czasem ich brakowało, a popyt był znacznie wiekszy. Teraz mówi, że nie widać pustych miejsc na trybunach, a nawet słabszy rywal przyciąga dużą ilosc kibiców. To chyba prezes nie był na meczu z Bełchatowem (podejrzewam, że debata miała miejsce w niedzielę, po spotkaniu z GKS), gdzie ledwo trzy i pół tysiąca widzów zasiadło na Oporowskiej. Prezes widzi szansę Śląska w mediach, zwłaszcza w prasie, telewizji i radiu. Owszem, postęp widać, ale to wciąż za mało, klubu nie widać na miescie poza kibicami w szalikach. A fani nawet w dniach meczowych giną w morzu osób niezainteresowanych. Trener z kolei kontynuuje swoją krucjatę przeciwko wszystkiemu i wszystkim mówiąc, że dziennikarze prasowi pozwalają sobie na idiotyczną krytykę jego decyzji zamiast po prostu opisywać spotkania.
Cała ta debata to zmarnowana szansa. Fajnie, że podejmuje się te tematy, że problem jest rozpoznawany, ale po raz kolejny nie prowadzi to do jakichkolwiek wniosków ze strony klubu. Oni nie widzą problemów, oni widzą przed sobą działania, ten stadion, który sam ma im rozwiązać wiele spraw... Ja już próbowałem w jednej z gazet wyrazić swoją opinię (w grudniu), ale ten głos pozostał bez odpowiedzi - choć jestem chociaż dumny, że mogłem go udzielić. Wiem jednak, że moje wnioski zostały także przeniesione dalej - może nie w całosci, ale jednak. Przeciwstawiam więc tej debacie wywiad w dodatku sportowym do Gazety Wyborczej z prezesem Lechii Gdańsk, Andrzejem Kucharem. Osoba konkretna, która wie co robić, jak klub do swietlistej przyszłosci prowadzić. Osoba potrafiąca zamienić słowo w czyn. Polecam.
Niestety póki co nie jestem w stanie dać Wam skanów (pracuję nad tym), więc choćby przepiszę wnioski jakie GWrocławska do tej debaty wniosła. Śląskowi potrzebny jest koniecznie sukces, a jeżeli nie on, to przynajmniej trzeba dać kibicom wiarę, że zespół gra o najwyższe cele. Śląsk powinien być bardziej widoczny w miescie i regionie. Należy podniesc bezpieczeństwo i kulturę na meczach Śląska. Koniecznie trzeba wzmocnić zespół, najlepiej zawodnikami z nazwiskami, które przyciągną kibiców. Więcej akcji marketingowych skierowanych do kibiców, zwłaszcza najmłodszych i najstarszych. Należy wziąć przykład z klubów zagranicznych, na przykład z klubów niemieckich.
Niestety sama debata mocno rozczarowywuje. Jest dużo ogólników, trener Tarasiewicz znów się zaperza, znów twierdzi, że 9 na 10 osób nie jest godna dyskusji z jego osobą. Z kolei Wasniewski stara się tłumaczyć skąd Śląsk bierze pieniądze i dlaczego nie dostaje ich więcej oraz liczy, że wszyscy będziemy cierpliwi. Mówi o tych dwóch latach w trakcie których przyszłosc Śląska się rozstrzygnie, że wszystko będzie stopniowo budowane. Niestety nadal stadion na Pilczycach jest używany jak magiczna karta przetargowa, która odmieni losy piłki we Wrocławiu. Stara sie to trochę w debacie inaczej przedstawić Piwowarski, ale jego głos ginie w obietnicach klubu. Dziwi mnie też postawa Janickiego, którego miałem do tej pory za osobę bardzo konkretną. Tu jego rola jest ograniczona do krótkich wypowiedzi, nawet ironicznych zdań podsumowywujących opinie innych uczestników debaty.
Wszystko rozbija się o pieniądze. Prezes Śląska twierdzi, że obecnie ceny biletów są na odpowiednim poziomie, a w zeszłym były minimalnie za niskie, ponieważ czasem ich brakowało, a popyt był znacznie wiekszy. Teraz mówi, że nie widać pustych miejsc na trybunach, a nawet słabszy rywal przyciąga dużą ilosc kibiców. To chyba prezes nie był na meczu z Bełchatowem (podejrzewam, że debata miała miejsce w niedzielę, po spotkaniu z GKS), gdzie ledwo trzy i pół tysiąca widzów zasiadło na Oporowskiej. Prezes widzi szansę Śląska w mediach, zwłaszcza w prasie, telewizji i radiu. Owszem, postęp widać, ale to wciąż za mało, klubu nie widać na miescie poza kibicami w szalikach. A fani nawet w dniach meczowych giną w morzu osób niezainteresowanych. Trener z kolei kontynuuje swoją krucjatę przeciwko wszystkiemu i wszystkim mówiąc, że dziennikarze prasowi pozwalają sobie na idiotyczną krytykę jego decyzji zamiast po prostu opisywać spotkania.
Cała ta debata to zmarnowana szansa. Fajnie, że podejmuje się te tematy, że problem jest rozpoznawany, ale po raz kolejny nie prowadzi to do jakichkolwiek wniosków ze strony klubu. Oni nie widzą problemów, oni widzą przed sobą działania, ten stadion, który sam ma im rozwiązać wiele spraw... Ja już próbowałem w jednej z gazet wyrazić swoją opinię (w grudniu), ale ten głos pozostał bez odpowiedzi - choć jestem chociaż dumny, że mogłem go udzielić. Wiem jednak, że moje wnioski zostały także przeniesione dalej - może nie w całosci, ale jednak. Przeciwstawiam więc tej debacie wywiad w dodatku sportowym do Gazety Wyborczej z prezesem Lechii Gdańsk, Andrzejem Kucharem. Osoba konkretna, która wie co robić, jak klub do swietlistej przyszłosci prowadzić. Osoba potrafiąca zamienić słowo w czyn. Polecam.
niedziela, 25 kwietnia 2010
Śląsk 0-0 GKS - raport meczowy
Sport.pl: "Przed rozpoczęciem meczu kibice Śląska uczcili pamięć ofiar katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem i wywiesili m.in. ogromny transparent z napisem "Katyń jak wulkan po latach się budzi, zabiera do grobów wspaniałych ludzi"."
ŚląskWrocław.pl: "Od pierwszego gwizdka sędziego po zawodnikach Śląska było widać, jak bardzo są zdeterminowani, by zatrzeć nienajlepsze wrażenie z ostatnich spotkań. Już w 2 minucie Madej przerzucił piłkę na drugie skrzydło do Ćwielonga, lecz Sapela instynktownie wybronił nogami strzał z dwóch metrów. Zawodnicy GKS-u prezentowali się bojaźliwie, a agresywny Śląsk wygrał walkę o środek pola i raz po raz wyprowadzał groźne ataki."
Ekstraklasa.net: "Znakomite okazje marnowali Ćwielong, Pawelec, Sotirovic, jednak w końcówce meczu to goście z Bełchatowa mogliby cieszyć się z bramki, gdyby tylko więcej zimnej krwi zachował Dawid Nowak, który w sytuacji sam na sam minął Mariana Kelemena, ale z pustej bramki piłkę wybił Piotr Celeban."
Przed meczem
Nastroje były minorowe, frekwencja żałosna. Prawdopodobnie klub spodziewał się tego, skoro nawet nie widać było na miescie informacji o tym spotkaniu, a wszystkie reklamy, które można było znaleźć wskazywały błędną datę. Dodatkowo klub pozwolił sobie zamknąć połowę kołowrotów, prawdopodobnie by stworzyć sztuczny tłum pod stadionem. Dzięki temu musiałem poczekać 10 minut dłużej niż normalnie na wejscie, choć ludzi było dwa razy mniej.
Wszyscy mieli w głowie fatalną postawę z Wisłą i słowo 'rehabilitacja' na ustach. Szkoda tylko, że mało kto wierzył w jedenastkę wybraną przez Tarasiewicza. Już na rozgrzewce Szewczuk z Milą pudłowali aż miło w najłatwiejszych sytuacjach. Tylko mocno swiecące słońce pozytywnie nastawiało na to spotkanie...
Mecz
Postęp był, ale można zastanawiać się na ile wynikał on ze słabosci rywala, a na ile z poprawy gry Śląska. Z pewnoscią głód kibiców na uderzenia został zaspokojony, ale też trzeba pamiętać, że nie w ilosć, a jakosć powinni celować nasi napastnicy. A już najlepiej jakby celowali do siatki. Pierwsza połowa, poza pięcioma minutami gdy nie potrafilismy wybić piłki z własnego pola karnego, należała do Wrocławian. Nawet niezłe akcje, przerzuty z lewej na prawą stronę oraz aktywny Ćwielong gwarantowały zagrożenie pod bramką Sapeli. Niestety swojego udziału w grze nie miał Sebastian Mila, który często przewracał się desperacko, wyglądając jakby głowa chciała, a nogi nie. Dlatego ponawiam mój apel - nie grajmy piłkarzami, którzy nie są w pełni zdrowi. Mila gra najwyraźniej z blokadą bo ja nie uwierzę, że to co nam zaprezentował można nazwać obiecującym powrotem do formy.
Druga połowa to już Śląsk jaki doskonale znamy z tego sezonu. Bez pomysłu, dużo chaosu, dziury w srodku pola, Ćwielong gdzies zagubiony przy linii bocznej. No i zmiany, beznadziejnie przeprowadzone przez naszego trenera. Jak on wciąż nie nauczył się ich dokonywać to przechodzi ludzkie pojęcie. Wprowadzenie Łukasiewicza za jedynego zawodnika, który potrafi posłać piłkę bezposrednio z lewej na prawą stronę (Sztylka) było strzałem w stopę. Tak samo można nazwać czekanie na odpowiedni moment wprowadzenia Sotirovicia po czerwonej kartce Tosika. Oczywiscie gdy było już dobre dziesięć minut po tej chwili to Tarasiewicz dopiero zaczął sobie zdawać sprawę z szansy jaka jest przed Śląskiem. Dosć powiedzieć, że GKS już wtedy grał dwoma napastnikami i mimo dwóch stuprocentowych szans Sotirovicia, spartolonych w fatalnym stylu, mógł wygrać, ale Nowak także postanowił zabawić się w Vuka. Z pewnoscią ten wynik nie krzywdzi żadnej ekipy - szkoda tylko, że to kibice Śląska znów wychodzili ze stadionu wsciekli i złorzeczący na drużynę i trenera.
Pomeczowa reakcja
Czy jest nadzieja na lepsze jutro? Szczerze mówiąc to może i Śląsk rozegrał najbardziej udany mecz w 2010 roku, ale po raz kolejny zakończył bez kompletu punktów. To własnie one się licza w ligowej tabeli, która wygląda coraz mniej korzystnie dla ekipy Tarasiewicza. Tuż za nami jest cała plejada zespołów, które potencjałem odstaja od Śląska, ale przynajmniej walczą i strzelają bramki.
Tu chciałbym się na moment zatrzymać. Śląsk nie wygląda jakby miał strzelać bramki. Śląsk jest drużyną 'prawie': prawie komplet kibiców, prawie bramka, prawie swietna akcja, prawie dobre spotkanie, prawie jak dobry napastnik... Przykro jest patrzeć na to jak inne zespoły wciąż mają tą łatwosć w zdobywaniu goli, nawet przy cholernie dużym udziale szczęscia. My na taką drużynę nie wyglądamy. Dla nas strzelić bramkę to albo liczyć na rzut karny, albo po prostu wepchnąć tę cholerną futbolówkę w ten cholerny prostokąt.
Przykro jest też patrzeć na to jak klub sie cofa zamiast rozwijać. Pomijając już wydarzenia na boisku, spójrzmy choćby na samą murawę, która jest w opłakanym stanie. W przerwie ją spryskano obficie wodą i już gra była trochę łatwiejsza dla piłkarzy obu drużyn, ale czemu nikt nie wyszedł i wczesniej nie poprawiał tego co zostało zniszczone w pierwszej połowie i po rozgrzewce? Pan Władzio i pan Jasio, te dwie legendarne już postacie, które chodzą sobie w przerwie i czubkiem buta szukają monet w trawie, to za mało by murawa była na Oporowskiej komfortowa.
Jednak trawa to pierwsza z wielu spraw, wierzchołek góry lodowej. Fatalna liczba kibiców w sobotnie popołudnie, przy pięknej pogodzie to kompromitacja naszego klubu. Jednak co kompromituje ich bardziej to brak jakichkolwiek starań by ten stan naprawić. Po prostu rzucą hasło: 'przyjeżdża Wielki Lech Poznań' licząc, że oprócz kibiców, którzy standardowo przychodzą na stadion, na bilet kasę rzucą ci pragnący obejrzeć dobry futbol. I to nie w wykonaniu Śląska. Na to niestety chyba przyjdzie nam czekać jeszcze długie, długie miesiące.
Oceny
Dzisiaj klasyfikacja jest prosta, a piłkarzy dzielę na tych, którzy zasłużyli by wsiąsć do autobusu do Lubina we wtorek, tych, którzy powinni być bez szans oraz takich, co muszą jeszcze cos udowodnić na treningach.
Grupa 'Inwazja na Lubin': Kelemen (pewny, szybki przy wyjsciach), Socha (aktywny, obiecujący), Celeban (naprawiający błędy kolegów), Sztylka (dobrze rozgrywał), Dudek (zastawiający się, walczący z rywalem na plecach), Szewczuk (grać mu tylko na głowę, tylko!), Madej (lepszy w drugiej połowie, udane dryblingi).
Grupa 'Pracuj to pojedziesz': Ćwielong (nie gasnij po 20 minutach, mecz trwa 90), Wołczek (nie kiwaj się w ofensywie, nie umiesz), Pawelec (nie wywracaj się przy każdej interwencji)
Grupa 'W srodę gra Młoda Ekstraklasa...': Mila (najgorszy mecz od momentu transferu do Śląska), Sotirović (miał swoje szanse, spartolił je w wielkim stylu), Łukasiewicz (gra tylko z rywalem).
Zapraszam na jutro, na pewno pojawi się notka dotycząca... sposobu na Zagłębie.
ŚląskWrocław.pl: "Od pierwszego gwizdka sędziego po zawodnikach Śląska było widać, jak bardzo są zdeterminowani, by zatrzeć nienajlepsze wrażenie z ostatnich spotkań. Już w 2 minucie Madej przerzucił piłkę na drugie skrzydło do Ćwielonga, lecz Sapela instynktownie wybronił nogami strzał z dwóch metrów. Zawodnicy GKS-u prezentowali się bojaźliwie, a agresywny Śląsk wygrał walkę o środek pola i raz po raz wyprowadzał groźne ataki."
Ekstraklasa.net: "Znakomite okazje marnowali Ćwielong, Pawelec, Sotirovic, jednak w końcówce meczu to goście z Bełchatowa mogliby cieszyć się z bramki, gdyby tylko więcej zimnej krwi zachował Dawid Nowak, który w sytuacji sam na sam minął Mariana Kelemena, ale z pustej bramki piłkę wybił Piotr Celeban."
Przed meczem
Nastroje były minorowe, frekwencja żałosna. Prawdopodobnie klub spodziewał się tego, skoro nawet nie widać było na miescie informacji o tym spotkaniu, a wszystkie reklamy, które można było znaleźć wskazywały błędną datę. Dodatkowo klub pozwolił sobie zamknąć połowę kołowrotów, prawdopodobnie by stworzyć sztuczny tłum pod stadionem. Dzięki temu musiałem poczekać 10 minut dłużej niż normalnie na wejscie, choć ludzi było dwa razy mniej.
Wszyscy mieli w głowie fatalną postawę z Wisłą i słowo 'rehabilitacja' na ustach. Szkoda tylko, że mało kto wierzył w jedenastkę wybraną przez Tarasiewicza. Już na rozgrzewce Szewczuk z Milą pudłowali aż miło w najłatwiejszych sytuacjach. Tylko mocno swiecące słońce pozytywnie nastawiało na to spotkanie...
Mecz
Postęp był, ale można zastanawiać się na ile wynikał on ze słabosci rywala, a na ile z poprawy gry Śląska. Z pewnoscią głód kibiców na uderzenia został zaspokojony, ale też trzeba pamiętać, że nie w ilosć, a jakosć powinni celować nasi napastnicy. A już najlepiej jakby celowali do siatki. Pierwsza połowa, poza pięcioma minutami gdy nie potrafilismy wybić piłki z własnego pola karnego, należała do Wrocławian. Nawet niezłe akcje, przerzuty z lewej na prawą stronę oraz aktywny Ćwielong gwarantowały zagrożenie pod bramką Sapeli. Niestety swojego udziału w grze nie miał Sebastian Mila, który często przewracał się desperacko, wyglądając jakby głowa chciała, a nogi nie. Dlatego ponawiam mój apel - nie grajmy piłkarzami, którzy nie są w pełni zdrowi. Mila gra najwyraźniej z blokadą bo ja nie uwierzę, że to co nam zaprezentował można nazwać obiecującym powrotem do formy.
Druga połowa to już Śląsk jaki doskonale znamy z tego sezonu. Bez pomysłu, dużo chaosu, dziury w srodku pola, Ćwielong gdzies zagubiony przy linii bocznej. No i zmiany, beznadziejnie przeprowadzone przez naszego trenera. Jak on wciąż nie nauczył się ich dokonywać to przechodzi ludzkie pojęcie. Wprowadzenie Łukasiewicza za jedynego zawodnika, który potrafi posłać piłkę bezposrednio z lewej na prawą stronę (Sztylka) było strzałem w stopę. Tak samo można nazwać czekanie na odpowiedni moment wprowadzenia Sotirovicia po czerwonej kartce Tosika. Oczywiscie gdy było już dobre dziesięć minut po tej chwili to Tarasiewicz dopiero zaczął sobie zdawać sprawę z szansy jaka jest przed Śląskiem. Dosć powiedzieć, że GKS już wtedy grał dwoma napastnikami i mimo dwóch stuprocentowych szans Sotirovicia, spartolonych w fatalnym stylu, mógł wygrać, ale Nowak także postanowił zabawić się w Vuka. Z pewnoscią ten wynik nie krzywdzi żadnej ekipy - szkoda tylko, że to kibice Śląska znów wychodzili ze stadionu wsciekli i złorzeczący na drużynę i trenera.
Pomeczowa reakcja
Czy jest nadzieja na lepsze jutro? Szczerze mówiąc to może i Śląsk rozegrał najbardziej udany mecz w 2010 roku, ale po raz kolejny zakończył bez kompletu punktów. To własnie one się licza w ligowej tabeli, która wygląda coraz mniej korzystnie dla ekipy Tarasiewicza. Tuż za nami jest cała plejada zespołów, które potencjałem odstaja od Śląska, ale przynajmniej walczą i strzelają bramki.
Tu chciałbym się na moment zatrzymać. Śląsk nie wygląda jakby miał strzelać bramki. Śląsk jest drużyną 'prawie': prawie komplet kibiców, prawie bramka, prawie swietna akcja, prawie dobre spotkanie, prawie jak dobry napastnik... Przykro jest patrzeć na to jak inne zespoły wciąż mają tą łatwosć w zdobywaniu goli, nawet przy cholernie dużym udziale szczęscia. My na taką drużynę nie wyglądamy. Dla nas strzelić bramkę to albo liczyć na rzut karny, albo po prostu wepchnąć tę cholerną futbolówkę w ten cholerny prostokąt.
Przykro jest też patrzeć na to jak klub sie cofa zamiast rozwijać. Pomijając już wydarzenia na boisku, spójrzmy choćby na samą murawę, która jest w opłakanym stanie. W przerwie ją spryskano obficie wodą i już gra była trochę łatwiejsza dla piłkarzy obu drużyn, ale czemu nikt nie wyszedł i wczesniej nie poprawiał tego co zostało zniszczone w pierwszej połowie i po rozgrzewce? Pan Władzio i pan Jasio, te dwie legendarne już postacie, które chodzą sobie w przerwie i czubkiem buta szukają monet w trawie, to za mało by murawa była na Oporowskiej komfortowa.
Jednak trawa to pierwsza z wielu spraw, wierzchołek góry lodowej. Fatalna liczba kibiców w sobotnie popołudnie, przy pięknej pogodzie to kompromitacja naszego klubu. Jednak co kompromituje ich bardziej to brak jakichkolwiek starań by ten stan naprawić. Po prostu rzucą hasło: 'przyjeżdża Wielki Lech Poznań' licząc, że oprócz kibiców, którzy standardowo przychodzą na stadion, na bilet kasę rzucą ci pragnący obejrzeć dobry futbol. I to nie w wykonaniu Śląska. Na to niestety chyba przyjdzie nam czekać jeszcze długie, długie miesiące.
Oceny
Dzisiaj klasyfikacja jest prosta, a piłkarzy dzielę na tych, którzy zasłużyli by wsiąsć do autobusu do Lubina we wtorek, tych, którzy powinni być bez szans oraz takich, co muszą jeszcze cos udowodnić na treningach.
Grupa 'Inwazja na Lubin': Kelemen (pewny, szybki przy wyjsciach), Socha (aktywny, obiecujący), Celeban (naprawiający błędy kolegów), Sztylka (dobrze rozgrywał), Dudek (zastawiający się, walczący z rywalem na plecach), Szewczuk (grać mu tylko na głowę, tylko!), Madej (lepszy w drugiej połowie, udane dryblingi).
Grupa 'Pracuj to pojedziesz': Ćwielong (nie gasnij po 20 minutach, mecz trwa 90), Wołczek (nie kiwaj się w ofensywie, nie umiesz), Pawelec (nie wywracaj się przy każdej interwencji)
Grupa 'W srodę gra Młoda Ekstraklasa...': Mila (najgorszy mecz od momentu transferu do Śląska), Sotirović (miał swoje szanse, spartolił je w wielkim stylu), Łukasiewicz (gra tylko z rywalem).
Zapraszam na jutro, na pewno pojawi się notka dotycząca... sposobu na Zagłębie.
piątek, 23 kwietnia 2010
Po (TSW), przed (GKS)
Ze względu na zły stan zdrowia (który dziwnym trafem uległ pogorszeniu po wtorkowym meczu z Wisłą) nie byłem w stanie napisać obiecanej relacji. Z zażenowaniem muszę się do tego przyznać, ale gwarantuję, że od jutrzejszego spotkania z GKS Bełchatów tradycyjne wpisy wracają. Mam także kilka pomysłów na regularniejsze wpisy niż jeden w tygodniu... nawet po ostatnim gwizdku w tym sezonie - o tym jednak przyjdzie mi jeszcze tu napisać. Dzisiaj za to kilka przemysleń związanych z oczekiwaniami wobec Śląska, Tarasiewicza, a także pewne wnioski dotyczące gry drużyny i samych wydarzeń w klubie.
Trzeba przyznać, że tak bezpłciowo jak z Wisłą to jeszcze Śląsk nie zagrał. I to w zasadzie dwukrotnie, ponieważ na jesieni również zaprezentowalismy się z mistrzem kraju fatalnie, a ja wychodząc ze stadionu musiałem pewnemu kibicowi z Gdańska tłumaczyć czemu w pewnym momencie obawiałem się 'kierunkowego do Wrocławia'. Wierzę, że mieszkańcom tego miasta nie muszę tego wyjasniać. Niestety, proste stwierdzenie, że w grze ofensywie Śląsk nie istniał jest zbyt miałkie, niewiele mówiące. Statystykom byłoby równie łatwo wyliczyć ile razy w trakcie całego meczu Wrocławianie przekroczyli srodek boiska i wymienili trzy podania. Tych sytuacji było równie sporo, co interwencji Pawełka. Trzy, cztery - konkretnie mówiąc.
Najgorszy jest minimalizm. Jak ktos słusznie na forum kibiców Śląska stwierdził, sam Tarasiewicz zachęcał piłkarzy by swoje wszelkie ofensywne zapędy hamowali, zastanowili się trzykrotnie zanim oddadzą piłkę. Niestety to nie c-klasa i po sekundzie Wislacy zwykle odbierali nam piłkę zanim została ona rozegrana. Dodatkowo w ofensywie nawet nie było widać jednego schmatu, który dałby Śląskowi okazję strzelecką z gry - wszystko było obliczone na to, by którys z piłkarzy efektownie się położył, Sebastian Mila podszedł do piłki i posłał ją w okolice czoła jednego z kolegów.
Skoro o Mili mowa... Sebastian zagrał fatalnie. Nawet gorzej niż objeżdżany regularnie Tadek Socha. Trudno jest to okreslić słowami, ponieważ (czasem) błyskotliwy rozgrywający po boisku się szwendał w tempie spacerowym, o piłki nie walczył, szybkosci nie prezentował, nawet technicznie był klase niżej od kolegów i rywali. Mam wrażenie, że Sebastian gra na blokadzie. Chodzi o zastrzyki oczywiscie. Z obozu Śląska nie dochodziły ostatnio głosy o jego kontuzji, ale dla mnie, osoby która miała okazję (niemiłą) występować na boisku 'na lekach', jest to aż nadto widoczne. Po prostu nie wierze by jego poziom spadł tak bardzo ze względu na brak formy - to musi mieć zaplecze 'fizyczne'. Przykro to mówić, ale z Wisłą Mila zaprezentował się tak, że jutro powinien zasiąsć na ławie.
(Tak oto zręcznie przeskakując na temat meczu z GKS Bełchatów) warto wspomnieć, że Śląskowi wreszcie udało się zebrać pełną meczową osiemnastkę. Ba, Tarasiewicz nawet musiał zwrócić uwagę na rywalizację w zespole i na treningach, ponieważ na ławe nie zmiescili sie Klofik z Łudzińskim. Brak tego drugiego nikogo nie boli, a Patryk ma jeszcze kilkunastu zwolenników na trybunach na Oporowskiej. Ze smutkiem patrzyłem i nadal patrze jak ta grupa wiernych kibiców topnieje, tak jak szanse piłkarza na zostanie w klubie po letnim okienku transferowym. Myslę, że Tarasieiwcz powinien zaprzestać eksperymentów ze składem w obronie i wobec beznadziejnej postawy Sochy (oraz siły GKSu na skrzydłach) postawić na Sztylkę/Łukasiewicza w srodku obrony, Pawelca na lewej, a Wołczka na prawej obronie, tak jak Bóg ich nominalnie poustawiał;)
Dzisiaj rano nie czułem się na siłach by jutro Oporowską odwiedzić, ale myslę, że uda mi się jednak zawitać. Spodziewam się bardzo, bardzo miernej frekwencji, a słaby doping (przede wszystkim jakosc liderowania - przeklinanie, agresja... to nie to) coraz bardziej mnie przekonują do tego by bardziej zacisnąć pasa i na nowy sezon przeniesc się na krytą. Może tam będzie lepiej
spędzić ostatnie dni przed przenosinami na (wreszcie) rosnący stadion na Pilczycach?
Trzeba przyznać, że tak bezpłciowo jak z Wisłą to jeszcze Śląsk nie zagrał. I to w zasadzie dwukrotnie, ponieważ na jesieni również zaprezentowalismy się z mistrzem kraju fatalnie, a ja wychodząc ze stadionu musiałem pewnemu kibicowi z Gdańska tłumaczyć czemu w pewnym momencie obawiałem się 'kierunkowego do Wrocławia'. Wierzę, że mieszkańcom tego miasta nie muszę tego wyjasniać. Niestety, proste stwierdzenie, że w grze ofensywie Śląsk nie istniał jest zbyt miałkie, niewiele mówiące. Statystykom byłoby równie łatwo wyliczyć ile razy w trakcie całego meczu Wrocławianie przekroczyli srodek boiska i wymienili trzy podania. Tych sytuacji było równie sporo, co interwencji Pawełka. Trzy, cztery - konkretnie mówiąc.
Najgorszy jest minimalizm. Jak ktos słusznie na forum kibiców Śląska stwierdził, sam Tarasiewicz zachęcał piłkarzy by swoje wszelkie ofensywne zapędy hamowali, zastanowili się trzykrotnie zanim oddadzą piłkę. Niestety to nie c-klasa i po sekundzie Wislacy zwykle odbierali nam piłkę zanim została ona rozegrana. Dodatkowo w ofensywie nawet nie było widać jednego schmatu, który dałby Śląskowi okazję strzelecką z gry - wszystko było obliczone na to, by którys z piłkarzy efektownie się położył, Sebastian Mila podszedł do piłki i posłał ją w okolice czoła jednego z kolegów.
Skoro o Mili mowa... Sebastian zagrał fatalnie. Nawet gorzej niż objeżdżany regularnie Tadek Socha. Trudno jest to okreslić słowami, ponieważ (czasem) błyskotliwy rozgrywający po boisku się szwendał w tempie spacerowym, o piłki nie walczył, szybkosci nie prezentował, nawet technicznie był klase niżej od kolegów i rywali. Mam wrażenie, że Sebastian gra na blokadzie. Chodzi o zastrzyki oczywiscie. Z obozu Śląska nie dochodziły ostatnio głosy o jego kontuzji, ale dla mnie, osoby która miała okazję (niemiłą) występować na boisku 'na lekach', jest to aż nadto widoczne. Po prostu nie wierze by jego poziom spadł tak bardzo ze względu na brak formy - to musi mieć zaplecze 'fizyczne'. Przykro to mówić, ale z Wisłą Mila zaprezentował się tak, że jutro powinien zasiąsć na ławie.
(Tak oto zręcznie przeskakując na temat meczu z GKS Bełchatów) warto wspomnieć, że Śląskowi wreszcie udało się zebrać pełną meczową osiemnastkę. Ba, Tarasiewicz nawet musiał zwrócić uwagę na rywalizację w zespole i na treningach, ponieważ na ławe nie zmiescili sie Klofik z Łudzińskim. Brak tego drugiego nikogo nie boli, a Patryk ma jeszcze kilkunastu zwolenników na trybunach na Oporowskiej. Ze smutkiem patrzyłem i nadal patrze jak ta grupa wiernych kibiców topnieje, tak jak szanse piłkarza na zostanie w klubie po letnim okienku transferowym. Myslę, że Tarasieiwcz powinien zaprzestać eksperymentów ze składem w obronie i wobec beznadziejnej postawy Sochy (oraz siły GKSu na skrzydłach) postawić na Sztylkę/Łukasiewicza w srodku obrony, Pawelca na lewej, a Wołczka na prawej obronie, tak jak Bóg ich nominalnie poustawiał;)
Dzisiaj rano nie czułem się na siłach by jutro Oporowską odwiedzić, ale myslę, że uda mi się jednak zawitać. Spodziewam się bardzo, bardzo miernej frekwencji, a słaby doping (przede wszystkim jakosc liderowania - przeklinanie, agresja... to nie to) coraz bardziej mnie przekonują do tego by bardziej zacisnąć pasa i na nowy sezon przeniesc się na krytą. Może tam będzie lepiej
spędzić ostatnie dni przed przenosinami na (wreszcie) rosnący stadion na Pilczycach?
środa, 14 kwietnia 2010
Skąd te narzekania?
Ze względu na sobotnią tragedię samolotu prezydenckiego Ekstraklasa miała nie lada problem z opanowaniem terminarza, który ta katastrofa z oczywistych względów wywaliła do góry nogami. Dopiero dzisiaj poznalismy ostateczną wersję, dla wielu, wielu osób kontrowersyjną, ponieważ mecze zostały wyznaczone na srodek tygodnia (dwukrotnie), a spotkania rewanżowe finału Pucharu Polski odbędą się na początku maja. Sam finał dopiero pod koniec tego miesiąca, dobry tydzień ponad wyznaczony termin dokończenia sezonu, który narzuciła FIFA.
Nie rozumiem tylko kontrowersji. Myslę, że wszystkim nam zależy na tym, by liga szła do przodu, rozgrywano więcej spotkań, piłkarze nie byli uważani za darmozjadów co ruszają się zaledwie trzydziesci razy do roku i to za każdym razem tylko przez 90 minut. Ruszając się jak muchy w smole, oczywiscie. Jak inaczej to uzyskać, jesli nie nauczą się grać co trzy dni? Znów będziemy słyszeć jak we wrzesniu uczestnicy pucharów mówią o zmęczeniu, a na początku maja nogi plączą się połowie ligowców. Generalnie złotym srodkiem byłoby zorganizowanie dodatkowej serii spotkań (dałoby radę!), tak by faktycznie grali jak najwięcej, o stawkę. Poziomu może by to nie podniosło od razu, natomiast zmusiłoby kluby do inwestycji w zaplecze, opiekę zdrowotną nad piłkarzami, a także młodzi mieli by więcej szans. Dla mnie są to same plusy.
Kontrowersje dostrzegają kibice, im jest dogodzić najtrudniej. Obecnie wyjazdy w Polsce to trudna sprawa (organizacyjnie) i Ekstraklasa mogłaby pójsć na rękę fanom ustawiając mecze w srodku tygodnia przed sezonam tak, by wyjazdy nie były długie. Mecze wtorkowe oraz srodowe oczywiscie na godzinę 20, ponieważ każda pora wczesniejsza jest zabójstwem dla piłki, po prostu. Niestety, prawdopodobnie kibice i tak będą narzekać. Znam kilku malkonetentów, ale ktos musi choćby na siłę zmuszać ich do zmiany tego nastawienia. We wszystkich normalnych ligach, gdzie są normalne stadiony (u nas lada sezon będą) to nie jest problem, a myslę, że także postęp w komunikacji krajowej da większe możliwosci podróżowania za ukochanym klubem, nie tylko tym najbardziej zagorzałym kibicom (np. kibicom niesłusznie okreslanym mianem pikników...).
Ocenianie nowego terminarza w sposób skandaliczny przez jednostki po prostu pokazuje kto jest kompletnym ignorantem. Jasne, mi też pasowałyby spotkania w każdą sobotę o 20, ale wiem, że tak nie będzie, nie patrzę się na siebie planując czas na pójscie na mecz. Niektórzy chyba sądzą, że Ekstraklasa powinna pytać każdego z kibiców na kiedy powinni ustalić datę danego spotkania. Na dodatek kompletnie nie zdając sobie sprawy z okolicznosci jakie towarzyszą tym zmianom.
Nie rozumiem tylko kontrowersji. Myslę, że wszystkim nam zależy na tym, by liga szła do przodu, rozgrywano więcej spotkań, piłkarze nie byli uważani za darmozjadów co ruszają się zaledwie trzydziesci razy do roku i to za każdym razem tylko przez 90 minut. Ruszając się jak muchy w smole, oczywiscie. Jak inaczej to uzyskać, jesli nie nauczą się grać co trzy dni? Znów będziemy słyszeć jak we wrzesniu uczestnicy pucharów mówią o zmęczeniu, a na początku maja nogi plączą się połowie ligowców. Generalnie złotym srodkiem byłoby zorganizowanie dodatkowej serii spotkań (dałoby radę!), tak by faktycznie grali jak najwięcej, o stawkę. Poziomu może by to nie podniosło od razu, natomiast zmusiłoby kluby do inwestycji w zaplecze, opiekę zdrowotną nad piłkarzami, a także młodzi mieli by więcej szans. Dla mnie są to same plusy.
Kontrowersje dostrzegają kibice, im jest dogodzić najtrudniej. Obecnie wyjazdy w Polsce to trudna sprawa (organizacyjnie) i Ekstraklasa mogłaby pójsć na rękę fanom ustawiając mecze w srodku tygodnia przed sezonam tak, by wyjazdy nie były długie. Mecze wtorkowe oraz srodowe oczywiscie na godzinę 20, ponieważ każda pora wczesniejsza jest zabójstwem dla piłki, po prostu. Niestety, prawdopodobnie kibice i tak będą narzekać. Znam kilku malkonetentów, ale ktos musi choćby na siłę zmuszać ich do zmiany tego nastawienia. We wszystkich normalnych ligach, gdzie są normalne stadiony (u nas lada sezon będą) to nie jest problem, a myslę, że także postęp w komunikacji krajowej da większe możliwosci podróżowania za ukochanym klubem, nie tylko tym najbardziej zagorzałym kibicom (np. kibicom niesłusznie okreslanym mianem pikników...).
Ocenianie nowego terminarza w sposób skandaliczny przez jednostki po prostu pokazuje kto jest kompletnym ignorantem. Jasne, mi też pasowałyby spotkania w każdą sobotę o 20, ale wiem, że tak nie będzie, nie patrzę się na siebie planując czas na pójscie na mecz. Niektórzy chyba sądzą, że Ekstraklasa powinna pytać każdego z kibiców na kiedy powinni ustalić datę danego spotkania. Na dodatek kompletnie nie zdając sobie sprawy z okolicznosci jakie towarzyszą tym zmianom.
środa, 7 kwietnia 2010
Życie bez napastnika
Życie pisze różne, naprawdę różne scenariusze. Kto by pomyślał, że mecz z Koroną Kielce, a potem Ruchem Chorzów to wcale nie będzie szczyt problemów z wąską kadrą Śląska... Tymczasem z borykającym się ze swoimi problemami mistrzem kraju drużyna Tarasiewicza spotka się bez nominalnego napastnika. O, przepraszam. W kadrze drużyny jest Przemysław Łudziński, który tak świetnie radził sobie na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce, a po transferze definitywnym już... no cóż, nie spełnił oczekiwań kibiców i trenera.
I mimo tego, że na Suchych Stawach, w meczu przyjaźni, Śląsk pewnie wybiegnie w ustawieniu z Łudzińskim na szpicy. Każdy kto widział w ostatnich tygodniach tego napastnika w meczach Młodej Ekstraklasy może śmiało stwierdzić (potwierdzić), że gra on leniwie, nie walczy, brakuje mu szybkości, a okazji swoich nie wykorzystuje. Czyli wszystko co go skreśla jako napastnika godnego Ekstraklasy. Niemniej jednak upór Tarasiewicza oraz brak alternatyw (oh, czyżby?) spowodował obecną sytuację oraz to, że po raz kolejny jedynymi argumentami Śląska w ofensywie będą stałe fragmenty gry. W których obecność Łudzińskiego będzie ograniczała się do względów czysto statystycznych.
To, że da się żyć i grać bez Łudzińskiego postaram się udowodnić swoimi taktycznymi zawiłościami, a wariantów kilka mam. Zacznę od tego, że do ataku powinien przejść Ćwielong, który już na tej pozycji występował. Na lewej stronie pomocy znów występowałby Mila (a może Spahić, jeśli wróci?), w środku Łukasiewicz, Ulatowski (jako defensywni) i Dudek, a na prawej Madej, oczywiście. Można także zaryzykować pełną pulę i zamiast Ulatowskiego wstawić do gry młodego Górala, Madeja przeniść na lewe skrzydło, a za rozgrywanie uczynić odpowiedzialnym Milę i Dudka z jednym piłkarzem za ich plecami (Łukasiewiczem). Oczywiście ten wariant jest najmniej realny, znając podejście Tarasiewicza do piłkarzy nieprzygotowanych mentalnie...
Co jeszcze? Można jeszcze kombinować nierealnie z Ulatowskim w ataku, ale tak po prawdzie to ja bym zaryzykował grę... 4-3-3. W środkowej linii, za destrukcję odpowiedzialni byliby Ulatowski, Łukasiewicz i Dudek, a przed nimi, grający blisko siebie, (od lewej) Mila, Ćwielong i Madej. Wydaje mi się, że i w standardowym ustawieniu, które preferuje Tarasiewicz ta ostatnia trójka powinna grać w niewielkich odległościach by spełniało to swoją funkcję. Zwłaszcza, że jako pasjonat Premier League przywołuję sobie sytuację z zeszłego sezonu gdy Everton nie miał żadnego sprawnego napastnika... Mądrze grający środkowi oraz dobrzy technicznie i szybcy skrzydłowi sprawili, że na Goodison Park dawno nie widziano tak pięknie prezentującego się Evertonu. Kto wie, może to właśnie klucz do zwycięstw Śląska, gra bez napastników?
I mimo tego, że na Suchych Stawach, w meczu przyjaźni, Śląsk pewnie wybiegnie w ustawieniu z Łudzińskim na szpicy. Każdy kto widział w ostatnich tygodniach tego napastnika w meczach Młodej Ekstraklasy może śmiało stwierdzić (potwierdzić), że gra on leniwie, nie walczy, brakuje mu szybkości, a okazji swoich nie wykorzystuje. Czyli wszystko co go skreśla jako napastnika godnego Ekstraklasy. Niemniej jednak upór Tarasiewicza oraz brak alternatyw (oh, czyżby?) spowodował obecną sytuację oraz to, że po raz kolejny jedynymi argumentami Śląska w ofensywie będą stałe fragmenty gry. W których obecność Łudzińskiego będzie ograniczała się do względów czysto statystycznych.
To, że da się żyć i grać bez Łudzińskiego postaram się udowodnić swoimi taktycznymi zawiłościami, a wariantów kilka mam. Zacznę od tego, że do ataku powinien przejść Ćwielong, który już na tej pozycji występował. Na lewej stronie pomocy znów występowałby Mila (a może Spahić, jeśli wróci?), w środku Łukasiewicz, Ulatowski (jako defensywni) i Dudek, a na prawej Madej, oczywiście. Można także zaryzykować pełną pulę i zamiast Ulatowskiego wstawić do gry młodego Górala, Madeja przeniść na lewe skrzydło, a za rozgrywanie uczynić odpowiedzialnym Milę i Dudka z jednym piłkarzem za ich plecami (Łukasiewiczem). Oczywiście ten wariant jest najmniej realny, znając podejście Tarasiewicza do piłkarzy nieprzygotowanych mentalnie...
Co jeszcze? Można jeszcze kombinować nierealnie z Ulatowskim w ataku, ale tak po prawdzie to ja bym zaryzykował grę... 4-3-3. W środkowej linii, za destrukcję odpowiedzialni byliby Ulatowski, Łukasiewicz i Dudek, a przed nimi, grający blisko siebie, (od lewej) Mila, Ćwielong i Madej. Wydaje mi się, że i w standardowym ustawieniu, które preferuje Tarasiewicz ta ostatnia trójka powinna grać w niewielkich odległościach by spełniało to swoją funkcję. Zwłaszcza, że jako pasjonat Premier League przywołuję sobie sytuację z zeszłego sezonu gdy Everton nie miał żadnego sprawnego napastnika... Mądrze grający środkowi oraz dobrzy technicznie i szybcy skrzydłowi sprawili, że na Goodison Park dawno nie widziano tak pięknie prezentującego się Evertonu. Kto wie, może to właśnie klucz do zwycięstw Śląska, gra bez napastników?
sobota, 3 kwietnia 2010
O meczu: Ruch 0-0 Śląsk
Śląsk bezbramkowo zremisował z Ruchem w Chorzowie, zapraszam na pierwszą w historii 'Oporowskiej 62' relację z meczu. Będzie się działo.
Przed meczem
Wszyscy wiemy w jakiej sytuacji Śląsk przystępował do tego spotkania. Po kiepskim wyniku z Koroną w zeszłym tygodniu, dalszych osłabieniach kadrowych oraz kontrowersyjnych wypowiedziach Ryszarda Tarasiewicza atmosfera raczej gęstniała niż się poprawiała. Niestety w klubie jakby wciąż wszyscy zaprzeczali, że Śląsk walczy o utrzymanie i znajduje się w szerokiej grupie, która ten cel z nami dzieli. Sebastian Mila stwierdził wręcz, że nie pozwoli by w szatni mówiono o utrzymaniu jako rzeczy niepewnej w odniesieniu do klubu z Oporowskiej. Tak sobie zaprzeczając, wyjechał Śląsk do Chorzowa, tym razem z Góralem, Klofikiem i Kaśnikowskim, którzy ponoć nie są ani piłkarsko, ani mentalnie gotowi do gry w Ekstraklasie. Kilku stałych bywalców na meczach Młodego Śląska pewnie miałoby coś do powiedzenia na ten temat. Zadziwia mnie to, że Taraś wciąż uparcie wystawia na lewej obronie Wołczka. Zwłaszcza, że może wystawić tam Pawelca, a Krzyśka na nominalnej pozycji, na przeciwległym skrzydle defensywy, przesuwając Celebana do środka. Obecność na szpicy Tomasza Szewczuka zapowiadała brak jakiejkolwiek inwencji twórczej w ataku oraz poleganie tylko i wyłącznie na stałych fragmentach gry. Jak bardzo?
Mecz
Ku zaskoczeniu, mojemu, Śląsk dobrze zaczął, wręcz pokuszę się o stwierdzenie, że to był najlepszy kwadrans w wykonaniu drużyny od początku wiosny. Rzut wolny pod polem karnym Ruchu, podchodzi Mila, zakręca nad murem... poprzeczka, pewnie jeszcze do tej pory się trzęsie, zwłaszcza, że zaraz poprawił Dudek, w słupek. Potem popis umiejętności dał nam, który to już raz?, Marian Kelemen. Złoto z tego bramkarza, zresztą zobaczycie w ocenach. Ruch miał swoje okazje, ale Słowak szalał, jakby chciał jeszcze jakimś cudem wbić się do kadry swojego kraju na mistrzostwa świata. Jeśli nie teraz, to przy utrzymaniu obecnej formy selekcjoner będzie go musiał spróbować. Jeszcze przed przerwą znów do rzutu wolnego (tym razem pośredniego), po krótkim rozegraniu Mila uderza po długim rogu i znów słupek. W przerwie ponoć bramka, której bronił Pilarz jeszcze się trzęsła po ostrzele Mili z wolnych.
Jako że nasza ofensywa raczej nie przedstawiała się imponująco to w drugiej połowie mający więcej argumentów Ruch przycisnął i prawie wykorzystał kiks Pawelca. Pomimo kilku kolejnych nerwowych momentach Śląsk jednak potrafił opanować sytuację i wypychał Ruch na ich połowę by tam sobie gospodarze rozgrywali piłkę. Czasem im to wychodziło całkiem nieźle i głównie po błędach w ustawieniu Śląska mieli oni okazję. Na nasze szczęście w bramce stoi Kelemen, który jest bramkarzem na jakiego czekaliśmy... i czekaliśmy, aż się doczekaliśmy. W końcówce wszedł na boisko Łudziński i pokazał nam dlaczego Ekstraklasa to dla niego zbyt wysokie progi. Potyka się o piłkę, nie potrafi jej przyjąć, o uderzeniu nie wspominam - a miał idealną sytuację po energicznym i świetnym wejściu Madeja. Ostatnie minuty to raczej desperackie ataki Ruchu i prawie gol dla Śląska - rzut wolny sprytnie rozegrał Dudek do Mili, ale będący na spalonym Celeban zaprzepaścił ich wysiłek.
Po meczu
W porównaniu z poprzednimi spotkaniami Śląska to wreszcie nasza defensywa zagrała porządne spotkanie. Choć nerwów i błędów nie zabrakło to jednak każdy z obrońców zasłużył na pochwałę. Także środek pola funkcjonował trochę lepiej niż ostatnio, ale wyłącznie w destrukcji. To nas jednak nie powinno dziwić skoro Ulatowski i Łukasiewicz to raczej piłkarze od odbierania piłek, a nie rozgrywania akcji. W tym dobrze spisywał się Dudek, a Mila miał swój dzień (wreszcie!). Madej kilka razy urwał skrzydłem, ale ja nadal będę twierdził, że trójka, która gra przed dwójką defensywnych pomocników jest zbyt rozciągnięta by nas zadowolić. Z Szewczukiem sprawa jest jasna - jeśli gra jako napastnik to nie możemy oczekiwać, że strzeli bramkę lub stworzy zagrożenie. 'Sezon konia' już miał, a teraz walczy i statystuje.
Poziom zadowolenia Tarasiewicza
Taraś ma pełne prawo być zadowolonym z tego punktu i postawy drużyny.
Oceny (Uwaga, oryginalna skala, nie typowa 1-10, ale myślę, że zrozumiecie)
Marian Kelemen - Ekstraklasa, ścisła czołówka nawet. Bezbłędny, co tu dodać?
Krzysztof Wołczek - Ekstraklasa, ale dolna część tabeli. W defensywie daje radę, ale ofensywnie grać nie lubi.
Dariusz Sztylka - Ekstraklasa. Dobrze ustawiał obronę, wybijał piłki do przodu...
Mariusz Pawelec - I liga. Trzy poważne kiksy, powinien grać na lewej stronie.
Piotr Celeban - Ekstraklasa. Fajnie broni sytuacje 1 na 1, groźny w ofensywie.
Antoni Łukasiewicz - I liga. Podaje tylko do boków, albo do tyłu.
Krzysztof Ulatowski - Ekstraklasa. Biega, biega i biega... dokładne podania.
Sebastian Dudek - Ekstraklasa. Dobra zastawka, potrafi wywalczyć wolnego pod bramką rywala.
Łukasz Madej - Ekstraklasa. Kilka silnych wejść w pole karne, ale zbyt blisko lini bocznej.
Sebastian Mila - Ekstraklasa. Miał pecha, że nie strzelił dzisiaj bramki.
Tomasz Szewczuk - I liga. Napastnik co nie stwarza zagrożenia... to ci dopiero!
Przemysław Łudziński - II liga. Ani szybki, ani chętny, ani zwrotny, ani techniczny... mam tak dalej?
Podsumowanie
Ten mecz to nadzieja na lepsze jutro. Zwłaszcza, że w Krakowie trzeba będzie zagrać podobnie, a sytuacja kadrowa wcale się nie polepszy (wyleciał Szewczuk). Walka o utrzymanie trwa.
Przed meczem
Wszyscy wiemy w jakiej sytuacji Śląsk przystępował do tego spotkania. Po kiepskim wyniku z Koroną w zeszłym tygodniu, dalszych osłabieniach kadrowych oraz kontrowersyjnych wypowiedziach Ryszarda Tarasiewicza atmosfera raczej gęstniała niż się poprawiała. Niestety w klubie jakby wciąż wszyscy zaprzeczali, że Śląsk walczy o utrzymanie i znajduje się w szerokiej grupie, która ten cel z nami dzieli. Sebastian Mila stwierdził wręcz, że nie pozwoli by w szatni mówiono o utrzymaniu jako rzeczy niepewnej w odniesieniu do klubu z Oporowskiej. Tak sobie zaprzeczając, wyjechał Śląsk do Chorzowa, tym razem z Góralem, Klofikiem i Kaśnikowskim, którzy ponoć nie są ani piłkarsko, ani mentalnie gotowi do gry w Ekstraklasie. Kilku stałych bywalców na meczach Młodego Śląska pewnie miałoby coś do powiedzenia na ten temat. Zadziwia mnie to, że Taraś wciąż uparcie wystawia na lewej obronie Wołczka. Zwłaszcza, że może wystawić tam Pawelca, a Krzyśka na nominalnej pozycji, na przeciwległym skrzydle defensywy, przesuwając Celebana do środka. Obecność na szpicy Tomasza Szewczuka zapowiadała brak jakiejkolwiek inwencji twórczej w ataku oraz poleganie tylko i wyłącznie na stałych fragmentach gry. Jak bardzo?
Mecz
Ku zaskoczeniu, mojemu, Śląsk dobrze zaczął, wręcz pokuszę się o stwierdzenie, że to był najlepszy kwadrans w wykonaniu drużyny od początku wiosny. Rzut wolny pod polem karnym Ruchu, podchodzi Mila, zakręca nad murem... poprzeczka, pewnie jeszcze do tej pory się trzęsie, zwłaszcza, że zaraz poprawił Dudek, w słupek. Potem popis umiejętności dał nam, który to już raz?, Marian Kelemen. Złoto z tego bramkarza, zresztą zobaczycie w ocenach. Ruch miał swoje okazje, ale Słowak szalał, jakby chciał jeszcze jakimś cudem wbić się do kadry swojego kraju na mistrzostwa świata. Jeśli nie teraz, to przy utrzymaniu obecnej formy selekcjoner będzie go musiał spróbować. Jeszcze przed przerwą znów do rzutu wolnego (tym razem pośredniego), po krótkim rozegraniu Mila uderza po długim rogu i znów słupek. W przerwie ponoć bramka, której bronił Pilarz jeszcze się trzęsła po ostrzele Mili z wolnych.
Jako że nasza ofensywa raczej nie przedstawiała się imponująco to w drugiej połowie mający więcej argumentów Ruch przycisnął i prawie wykorzystał kiks Pawelca. Pomimo kilku kolejnych nerwowych momentach Śląsk jednak potrafił opanować sytuację i wypychał Ruch na ich połowę by tam sobie gospodarze rozgrywali piłkę. Czasem im to wychodziło całkiem nieźle i głównie po błędach w ustawieniu Śląska mieli oni okazję. Na nasze szczęście w bramce stoi Kelemen, który jest bramkarzem na jakiego czekaliśmy... i czekaliśmy, aż się doczekaliśmy. W końcówce wszedł na boisko Łudziński i pokazał nam dlaczego Ekstraklasa to dla niego zbyt wysokie progi. Potyka się o piłkę, nie potrafi jej przyjąć, o uderzeniu nie wspominam - a miał idealną sytuację po energicznym i świetnym wejściu Madeja. Ostatnie minuty to raczej desperackie ataki Ruchu i prawie gol dla Śląska - rzut wolny sprytnie rozegrał Dudek do Mili, ale będący na spalonym Celeban zaprzepaścił ich wysiłek.
Po meczu
W porównaniu z poprzednimi spotkaniami Śląska to wreszcie nasza defensywa zagrała porządne spotkanie. Choć nerwów i błędów nie zabrakło to jednak każdy z obrońców zasłużył na pochwałę. Także środek pola funkcjonował trochę lepiej niż ostatnio, ale wyłącznie w destrukcji. To nas jednak nie powinno dziwić skoro Ulatowski i Łukasiewicz to raczej piłkarze od odbierania piłek, a nie rozgrywania akcji. W tym dobrze spisywał się Dudek, a Mila miał swój dzień (wreszcie!). Madej kilka razy urwał skrzydłem, ale ja nadal będę twierdził, że trójka, która gra przed dwójką defensywnych pomocników jest zbyt rozciągnięta by nas zadowolić. Z Szewczukiem sprawa jest jasna - jeśli gra jako napastnik to nie możemy oczekiwać, że strzeli bramkę lub stworzy zagrożenie. 'Sezon konia' już miał, a teraz walczy i statystuje.
Poziom zadowolenia Tarasiewicza
Taraś ma pełne prawo być zadowolonym z tego punktu i postawy drużyny.
Oceny (Uwaga, oryginalna skala, nie typowa 1-10, ale myślę, że zrozumiecie)
Marian Kelemen - Ekstraklasa, ścisła czołówka nawet. Bezbłędny, co tu dodać?
Krzysztof Wołczek - Ekstraklasa, ale dolna część tabeli. W defensywie daje radę, ale ofensywnie grać nie lubi.
Dariusz Sztylka - Ekstraklasa. Dobrze ustawiał obronę, wybijał piłki do przodu...
Mariusz Pawelec - I liga. Trzy poważne kiksy, powinien grać na lewej stronie.
Piotr Celeban - Ekstraklasa. Fajnie broni sytuacje 1 na 1, groźny w ofensywie.
Antoni Łukasiewicz - I liga. Podaje tylko do boków, albo do tyłu.
Krzysztof Ulatowski - Ekstraklasa. Biega, biega i biega... dokładne podania.
Sebastian Dudek - Ekstraklasa. Dobra zastawka, potrafi wywalczyć wolnego pod bramką rywala.
Łukasz Madej - Ekstraklasa. Kilka silnych wejść w pole karne, ale zbyt blisko lini bocznej.
Sebastian Mila - Ekstraklasa. Miał pecha, że nie strzelił dzisiaj bramki.
Tomasz Szewczuk - I liga. Napastnik co nie stwarza zagrożenia... to ci dopiero!
Przemysław Łudziński - II liga. Ani szybki, ani chętny, ani zwrotny, ani techniczny... mam tak dalej?
Podsumowanie
Ten mecz to nadzieja na lepsze jutro. Zwłaszcza, że w Krakowie trzeba będzie zagrać podobnie, a sytuacja kadrowa wcale się nie polepszy (wyleciał Szewczuk). Walka o utrzymanie trwa.
czwartek, 1 kwietnia 2010
7 do odstrzału
Jak każdy kibic Śląska dobrze wie, mamy w kadrze zawodników, którzy nie spełniają naszych wymagań. I pewnie większość z nas ma swoich 'faworytów', a ja także nie ukrywam, że kilku delikwentów bym się pozbył. Jednak ten wpis jest dopiero pierwszą częścią prawdziwej rewolucji, którą zamierzam na 'Oporowskiej 62' przeprowadzić, choćby wirtualnie. Dziś się piłkarzy pozbywam, a w przyszłym tygodniu będę dla Śląska... kupował. Tyle tytułem wprowadzenia, czas więc ruszyć z listą siedmiu do odstrzału.
1) Vuk Sotirović. Jeden z sympatyczniejszych zawodników jacy pewnie w ostatnich latach w Śląsku grali, a także napastnik utalentowany. Szkoda tylko, że często ląduje w lekarskich gabinetach oraz szkodzi drużynie swoją gorącą głową. Tarasiewicz ponoć postawił mu w zimie ultimatum, a według mnie go napastnik nie spełnił. Do odstrzału.
2) Patryk Klofik. Jedna dziesiąta zawodnika, który zachwycał nas na zapleczu Ekstraklasy. Odszedł (a raczej wrócił) na pół roku do Lubina i jakby mu odjęło umiejętności. Nawet w drużynie Młodego Śląska, gdzie gra regularnie, wypada przeciętnie, jeśli nie blado. Do odstrzału.
3) Tomasz Szewczuk. Ani z niego napastnik (dorobek strzelecki w tym sezonie żenujący) bo zagrożenia w ogóle nie stwarza, ani z niego skrzydłowy bo jest za wolny i za słaby technicznie, ani z niego obrońca bo... cóż, bronić nie potrafi. Poprzedni sezon był jego najlepszym w karierze i na pewno go nie powtórzy. Do odstrzału.
4) Krzysztof Wołczek. Dość uniwersalny (jak większość naszych obrońców), ale on nie ma takich umiejętności, które pomagałyby nam w ofensywie. Nie mogę sobie przypomnieć jego udanego dośrodkowania, ani dryblingu czy zagrania z klepki ze skrzydłowym. Warto już jednoznacznie postawić na Tadeusza Sochę. Do odstrzału.
5) Przemysław Łudziński. Nie ten poziom, po prostu. Do odstrzału.
6) Ivo Vazgeć. On i tak jest w zasadzie przeznaczony do odstrzału, ale i tak wpisuję go na tę listę. Zwłaszcza, że bramkarzem rezerwowym znacznie lepszym jest Wojciech Kaczmarek, a ta dwójka i tak nie ma podejścia do świetnego Kelemena. Do odstrzału.
7) Krzysztof Kaczmarek. Miał wymarzony debiut, ale do tej pory nie był w stanie wypracować sobie na treningu choćby szansy by wejść do pierwszego składu. Niezła technika to nie wszystko, a skoro błyszczy w Ślęzie to jestem przekonany, że na poziomie pierwszej ligi także dałby sobie radę. W Śląsku jest niestety piłkarzem przeznaczonym do odstrzału.
Sami widzicie, że po części jest to lista kontrowersyjna. Dlatego uzupełnianie jej kolejnymi nazwiskami z innych klubów Ekstraklasy oraz pierwszej ligi będzie dużo przyjemniejszym zadaniem. Oczywiście do tego czasu na blogu pojawi się jeszcze kilka wpisów, najbliższy będzie dotyczył oczywiście meczu z Ruchem Chorzów. Zapraszam na 'Oporowską 62' późnym sobotnim wieczorem.
1) Vuk Sotirović. Jeden z sympatyczniejszych zawodników jacy pewnie w ostatnich latach w Śląsku grali, a także napastnik utalentowany. Szkoda tylko, że często ląduje w lekarskich gabinetach oraz szkodzi drużynie swoją gorącą głową. Tarasiewicz ponoć postawił mu w zimie ultimatum, a według mnie go napastnik nie spełnił. Do odstrzału.
2) Patryk Klofik. Jedna dziesiąta zawodnika, który zachwycał nas na zapleczu Ekstraklasy. Odszedł (a raczej wrócił) na pół roku do Lubina i jakby mu odjęło umiejętności. Nawet w drużynie Młodego Śląska, gdzie gra regularnie, wypada przeciętnie, jeśli nie blado. Do odstrzału.
3) Tomasz Szewczuk. Ani z niego napastnik (dorobek strzelecki w tym sezonie żenujący) bo zagrożenia w ogóle nie stwarza, ani z niego skrzydłowy bo jest za wolny i za słaby technicznie, ani z niego obrońca bo... cóż, bronić nie potrafi. Poprzedni sezon był jego najlepszym w karierze i na pewno go nie powtórzy. Do odstrzału.
4) Krzysztof Wołczek. Dość uniwersalny (jak większość naszych obrońców), ale on nie ma takich umiejętności, które pomagałyby nam w ofensywie. Nie mogę sobie przypomnieć jego udanego dośrodkowania, ani dryblingu czy zagrania z klepki ze skrzydłowym. Warto już jednoznacznie postawić na Tadeusza Sochę. Do odstrzału.
5) Przemysław Łudziński. Nie ten poziom, po prostu. Do odstrzału.
6) Ivo Vazgeć. On i tak jest w zasadzie przeznaczony do odstrzału, ale i tak wpisuję go na tę listę. Zwłaszcza, że bramkarzem rezerwowym znacznie lepszym jest Wojciech Kaczmarek, a ta dwójka i tak nie ma podejścia do świetnego Kelemena. Do odstrzału.
7) Krzysztof Kaczmarek. Miał wymarzony debiut, ale do tej pory nie był w stanie wypracować sobie na treningu choćby szansy by wejść do pierwszego składu. Niezła technika to nie wszystko, a skoro błyszczy w Ślęzie to jestem przekonany, że na poziomie pierwszej ligi także dałby sobie radę. W Śląsku jest niestety piłkarzem przeznaczonym do odstrzału.
Sami widzicie, że po części jest to lista kontrowersyjna. Dlatego uzupełnianie jej kolejnymi nazwiskami z innych klubów Ekstraklasy oraz pierwszej ligi będzie dużo przyjemniejszym zadaniem. Oczywiście do tego czasu na blogu pojawi się jeszcze kilka wpisów, najbliższy będzie dotyczył oczywiście meczu z Ruchem Chorzów. Zapraszam na 'Oporowską 62' późnym sobotnim wieczorem.
wtorek, 30 marca 2010
Żadnych grubych kresek
Jeśli jest coś co mi się w Śląsku podoba to właśnie traktowanie osób zamieszanych w korupcję. Banaszyński wyleciał, Wójcik wyleciał, a przecież sprawy prowadzone przez prokuraturę nie dotyczyły ich szemranej działalności w Śląsku lecz w innych klubach. Popatrzcie, że pewnie chętnie by Tarasiewicz sprowadził Jarosława Latę albo Rafała Grzyba, którym kończyły się kontrakty - gdyby nie ich przeszłość to i Śląsk włączyłby się do walki o dwóch dobrych piłkarzy.
Teraz po raz kolejny sprawa dotyczy jednego z piłkarzy Śląska Wrocław, ale akurat tego, który ma pewne miejsce w pierwszym składzie. Marek G(ancarczyk) sam zgłosił się do prokuratury, zdradził co wie na temat przekazywania pieniędzy na kupowanie spotkań w Górniku Polkowice i dostał zarzuty. Śląsk oficjalnie potwierdził, że z uwagi na jego stan zdrowia (wraca po ciężkiej kontuzji) na razie nie wyciągnie żadnych konsekwencji - do momentu negocjacji i ewentualnego podpisania nowej umowy z Gancarczykiem.
Co przez to rozumiem? Śląsk najwyraźniej chce jeszcze pomóc piłkarzowi, nie stracić pod względem wizerunkowym, ale zapewne umowy nie przedłuży i w lecie pożegnamy prawoskrzydłowego. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że to wielka strata, zwłaszcza wobec wąskiej kadry (ofensywnej!) Tarasiewicza, ale jeśli klub chce być poważany i odcinać się w 100% od działań korupcyjnych, nawet tych z przeszłości, to po prostu musi tak zrobić.
Dziwi mnie postawa tych, którzy sądzą, że przecież było to dawno temu, a każdemu należy się druga szansa. Cholera jasna, ludzie, nasz futbol jest w tak fatalnym stanie właśnie przez tę korupcję, przez to, że uczestniczyli w tych nielegalnych procederach piłkarze, działacze, sędziowie - setki ludzi, którzy już zostali złapani lub dopiero na nich przyjdzie pora. Metoda 'grubej kreski' nie zadziała, tylko pokaże, że te haniebne czyny pozostają bezkarne. Skoro Śląsk jako pierwszy podjął tak stanowcze kroki w tej sprawie, opowiedział się po jednej stronie to powinien swoją słuszną misję kontynuować. Nawet kosztem strat tak dobrych zawodników jak choćby Marek Gancarczyk.
Choć daleki jestem od rzucania oskarżeń bezpośrednio w stronę samego piłkarza, to jednak oglądanie w koszulce Śląska zawodnika, który nie dość, że został oskarżony to jeszcze skazany (czego MG nie życzę!) napawało by mnie obrzydzeniem. Wstydziłbym się, po prostu.
PS. Miałem gotowe tematy na pierwszy poważny wpis na 'Oporowska 62', ale jak widać codzienność lubi płatać figle. Obserwujcie stronę blisko, gwarantuję, że jeszcze w tym tygodniu pojawią się wpisy, a także zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Teraz po raz kolejny sprawa dotyczy jednego z piłkarzy Śląska Wrocław, ale akurat tego, który ma pewne miejsce w pierwszym składzie. Marek G(ancarczyk) sam zgłosił się do prokuratury, zdradził co wie na temat przekazywania pieniędzy na kupowanie spotkań w Górniku Polkowice i dostał zarzuty. Śląsk oficjalnie potwierdził, że z uwagi na jego stan zdrowia (wraca po ciężkiej kontuzji) na razie nie wyciągnie żadnych konsekwencji - do momentu negocjacji i ewentualnego podpisania nowej umowy z Gancarczykiem.
Co przez to rozumiem? Śląsk najwyraźniej chce jeszcze pomóc piłkarzowi, nie stracić pod względem wizerunkowym, ale zapewne umowy nie przedłuży i w lecie pożegnamy prawoskrzydłowego. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że to wielka strata, zwłaszcza wobec wąskiej kadry (ofensywnej!) Tarasiewicza, ale jeśli klub chce być poważany i odcinać się w 100% od działań korupcyjnych, nawet tych z przeszłości, to po prostu musi tak zrobić.
Dziwi mnie postawa tych, którzy sądzą, że przecież było to dawno temu, a każdemu należy się druga szansa. Cholera jasna, ludzie, nasz futbol jest w tak fatalnym stanie właśnie przez tę korupcję, przez to, że uczestniczyli w tych nielegalnych procederach piłkarze, działacze, sędziowie - setki ludzi, którzy już zostali złapani lub dopiero na nich przyjdzie pora. Metoda 'grubej kreski' nie zadziała, tylko pokaże, że te haniebne czyny pozostają bezkarne. Skoro Śląsk jako pierwszy podjął tak stanowcze kroki w tej sprawie, opowiedział się po jednej stronie to powinien swoją słuszną misję kontynuować. Nawet kosztem strat tak dobrych zawodników jak choćby Marek Gancarczyk.
Choć daleki jestem od rzucania oskarżeń bezpośrednio w stronę samego piłkarza, to jednak oglądanie w koszulce Śląska zawodnika, który nie dość, że został oskarżony to jeszcze skazany (czego MG nie życzę!) napawało by mnie obrzydzeniem. Wstydziłbym się, po prostu.
PS. Miałem gotowe tematy na pierwszy poważny wpis na 'Oporowska 62', ale jak widać codzienność lubi płatać figle. Obserwujcie stronę blisko, gwarantuję, że jeszcze w tym tygodniu pojawią się wpisy, a także zapraszam do dyskusji w komentarzach.
poniedziałek, 29 marca 2010
Na start!
Możliwe, że moment na rozpoczęcie pisania o Śląsku Wrocław na tym blogu nie jest najlepszy, bo przecież seria ostatnich spotkań drużyny Tarasiewicza nam nie imponuje... Choć z drugiej strony każdy kryzys daje mi miliony myśli i pomysłów na pisanie - wreszcie będę miał gdzie.
'Oporowska 62' to adres, który każdy z kibiców Śląska powinien znać. Teraz będzie to również miejsce w tak rozległym Internecie, gdzie będę mógł dzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat gry drużyny, sytuacji klubu, jego działań, transferów 'do' i 'z'... Tematów nie zabraknie, na pewno.
Mnie na stadion pierwszy raz zabrał ojciec, ponad dziesięć lat temu. Niestety nie pamiętam jakie to było spotkanie, ale wiem, że Śląsk wygrał, a ja byłem pod wrażeniem liczby osób zgromadzonych w jednym miejscu, każdej reakcji trybun, a piłkarze zachwycali swoim poziomem. To ostatnie oczywiście uległo zmianie od tamtej cudownej chwili, głównie z winy samych zawodników, a także mojego dorastania.
Byłem na Oporowskiej gdy wracaliśmy do Ekstraklasy (dwukrotnie), z niej spadaliśmy (raz), lecieliśmy z hukiem do ligi trzeciej, graliśmy z kompletnymi amatorami, a potem uciekaliśmy przed tym zesłaniem... Byłem ze Śląskiem, gdy ten wygrywał pierwsze od wielu, wielu lat trofeum - Puchar Ekstraklasy. Skłamałbym gdybym napisał, że się w Wodzisławiu Śląskim popłakałem, ale oczy mi się delikatnie zaszkliły... Miałem swoich bohaterów, idoli, a także do dziś w składzie są tacy, których widoku po prostu znieść nie potrafię.
Powtórzę się, od dziś 'Oporowska 62' to także miejsce w Internecie, gdzie będę dzielił się z Wami swoimi spostrzeżeniami, opiniami, krytyką, a także pochwałami skierowanymi do wszystkich związanych ze Śląskiem. Mam na to chęci, pomysł, a także sądzę, że i forma w jakiej te treści będę podawał będzie jak najbardziej do przyjęcia. Znajdzie się kilka stałych rubryk, kategorii, które także z humorem odniosą się do wydarzeń przy Oporowskiej. Wierzę, że każdy z czytających i komentujących będzie potrafił podejść do kolejnych wpisów z dystansem, ale i szacunkiem, nawet jeśli nie będzie się coś podobało czy nie będzie się ze mną Internauta zgadzał.
Odniosłem wrażenie, że w Internecie brakuje takiego miejsca poświęconego tej drużynie, a porównując to z innymi ligami, klubami, zainteresowaniem jakie im towarzyszy, to Śląsk i Ekstraklasa wypadają bardzo blado. Zwłaszcza teraz, gdy klub ma się prężnie rozwijać, przenieść na nowy stadion, występować w pucharach, zdobywać trofea. O tym wszystkim na tym blogu będzie, nie martwcie się. Liczę, że zgromadzę wokół bloga fanów Śląska, którzy będą nad tymi sprawami w tym miejscu dyskutować. Niezależnie od wyników i wydarzeń.
Sami widzicie, że samym tytułem wstępu rozpisałem się, a przecież nawet żadnego poważniejszego tematu związanego ze Śląskiem nie poruszyłem. Już zastanawiam się o czym będzie ten poważniejszy debiut 'Oporowskiej 62'... Czy napisać o przyszłości Śląska z Tarasiewiczem? Nieudolnych działaniach klubu na polu marketingowym? A może rozpocząć od tematu luźniejszego? Zapewniam, że będzie ciekawie, tak więc zapraszam już jutro na kolejny wpis, a potem kolejne... Blog będzie żył jak Śląsk, to Wam gwarantuję.
Hej Śląsk!
'Oporowska 62' to adres, który każdy z kibiców Śląska powinien znać. Teraz będzie to również miejsce w tak rozległym Internecie, gdzie będę mógł dzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat gry drużyny, sytuacji klubu, jego działań, transferów 'do' i 'z'... Tematów nie zabraknie, na pewno.
Mnie na stadion pierwszy raz zabrał ojciec, ponad dziesięć lat temu. Niestety nie pamiętam jakie to było spotkanie, ale wiem, że Śląsk wygrał, a ja byłem pod wrażeniem liczby osób zgromadzonych w jednym miejscu, każdej reakcji trybun, a piłkarze zachwycali swoim poziomem. To ostatnie oczywiście uległo zmianie od tamtej cudownej chwili, głównie z winy samych zawodników, a także mojego dorastania.
Byłem na Oporowskiej gdy wracaliśmy do Ekstraklasy (dwukrotnie), z niej spadaliśmy (raz), lecieliśmy z hukiem do ligi trzeciej, graliśmy z kompletnymi amatorami, a potem uciekaliśmy przed tym zesłaniem... Byłem ze Śląskiem, gdy ten wygrywał pierwsze od wielu, wielu lat trofeum - Puchar Ekstraklasy. Skłamałbym gdybym napisał, że się w Wodzisławiu Śląskim popłakałem, ale oczy mi się delikatnie zaszkliły... Miałem swoich bohaterów, idoli, a także do dziś w składzie są tacy, których widoku po prostu znieść nie potrafię.
Powtórzę się, od dziś 'Oporowska 62' to także miejsce w Internecie, gdzie będę dzielił się z Wami swoimi spostrzeżeniami, opiniami, krytyką, a także pochwałami skierowanymi do wszystkich związanych ze Śląskiem. Mam na to chęci, pomysł, a także sądzę, że i forma w jakiej te treści będę podawał będzie jak najbardziej do przyjęcia. Znajdzie się kilka stałych rubryk, kategorii, które także z humorem odniosą się do wydarzeń przy Oporowskiej. Wierzę, że każdy z czytających i komentujących będzie potrafił podejść do kolejnych wpisów z dystansem, ale i szacunkiem, nawet jeśli nie będzie się coś podobało czy nie będzie się ze mną Internauta zgadzał.
Odniosłem wrażenie, że w Internecie brakuje takiego miejsca poświęconego tej drużynie, a porównując to z innymi ligami, klubami, zainteresowaniem jakie im towarzyszy, to Śląsk i Ekstraklasa wypadają bardzo blado. Zwłaszcza teraz, gdy klub ma się prężnie rozwijać, przenieść na nowy stadion, występować w pucharach, zdobywać trofea. O tym wszystkim na tym blogu będzie, nie martwcie się. Liczę, że zgromadzę wokół bloga fanów Śląska, którzy będą nad tymi sprawami w tym miejscu dyskutować. Niezależnie od wyników i wydarzeń.
Sami widzicie, że samym tytułem wstępu rozpisałem się, a przecież nawet żadnego poważniejszego tematu związanego ze Śląskiem nie poruszyłem. Już zastanawiam się o czym będzie ten poważniejszy debiut 'Oporowskiej 62'... Czy napisać o przyszłości Śląska z Tarasiewiczem? Nieudolnych działaniach klubu na polu marketingowym? A może rozpocząć od tematu luźniejszego? Zapewniam, że będzie ciekawie, tak więc zapraszam już jutro na kolejny wpis, a potem kolejne... Blog będzie żył jak Śląsk, to Wam gwarantuję.
Hej Śląsk!
Subskrybuj:
Posty (Atom)