niedziela, 25 kwietnia 2010

Śląsk 0-0 GKS - raport meczowy

Sport.pl: "Przed rozpoczęciem meczu kibice Śląska uczcili pamięć ofiar katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem i wywiesili m.in. ogromny transparent z napisem "Katyń jak wulkan po latach się budzi, zabiera do grobów wspaniałych ludzi"."

ŚląskWrocław.pl: "Od pierwszego gwizdka sędziego po zawodnikach Śląska było widać, jak bardzo są zdeterminowani, by zatrzeć nienajlepsze wrażenie z ostatnich spotkań. Już w 2 minucie Madej przerzucił piłkę na drugie skrzydło do Ćwielonga, lecz Sapela instynktownie wybronił nogami strzał z dwóch metrów. Zawodnicy GKS-u prezentowali się bojaźliwie, a agresywny Śląsk wygrał walkę o środek pola i raz po raz wyprowadzał groźne ataki."

Ekstraklasa.net: "Znakomite okazje marnowali Ćwielong, Pawelec, Sotirovic, jednak w końcówce meczu to goście z Bełchatowa mogliby cieszyć się z bramki, gdyby tylko więcej zimnej krwi zachował Dawid Nowak, który w sytuacji sam na sam minął Mariana Kelemena, ale z pustej bramki piłkę wybił Piotr Celeban."

Przed meczem

Nastroje były minorowe, frekwencja żałosna. Prawdopodobnie klub spodziewał się tego, skoro nawet nie widać było na miescie informacji o tym spotkaniu, a wszystkie reklamy, które można było znaleźć wskazywały błędną datę. Dodatkowo klub pozwolił sobie zamknąć połowę kołowrotów, prawdopodobnie by stworzyć sztuczny tłum pod stadionem. Dzięki temu musiałem poczekać 10 minut dłużej niż normalnie na wejscie, choć ludzi było dwa razy mniej.

Wszyscy mieli w głowie fatalną postawę z Wisłą i słowo 'rehabilitacja' na ustach. Szkoda tylko, że mało kto wierzył w jedenastkę wybraną przez Tarasiewicza. Już na rozgrzewce Szewczuk z Milą pudłowali aż miło w najłatwiejszych sytuacjach. Tylko mocno swiecące słońce pozytywnie nastawiało na to spotkanie...

Mecz

Postęp był, ale można zastanawiać się na ile wynikał on ze słabosci rywala, a na ile z poprawy gry Śląska. Z pewnoscią głód kibiców na uderzenia został zaspokojony, ale też trzeba pamiętać, że nie w ilosć, a jakosć powinni celować nasi napastnicy. A już najlepiej jakby celowali do siatki. Pierwsza połowa, poza pięcioma minutami gdy nie potrafilismy wybić piłki z własnego pola karnego, należała do Wrocławian. Nawet niezłe akcje, przerzuty z lewej na prawą stronę oraz aktywny Ćwielong gwarantowały zagrożenie pod bramką Sapeli. Niestety swojego udziału w grze nie miał Sebastian Mila, który często przewracał się desperacko, wyglądając jakby głowa chciała, a nogi nie. Dlatego ponawiam mój apel - nie grajmy piłkarzami, którzy nie są w pełni zdrowi. Mila gra najwyraźniej z blokadą bo ja nie uwierzę, że to co nam zaprezentował można nazwać obiecującym powrotem do formy.

Druga połowa to już Śląsk jaki doskonale znamy z tego sezonu. Bez pomysłu, dużo chaosu, dziury w srodku pola, Ćwielong gdzies zagubiony przy linii bocznej. No i zmiany, beznadziejnie przeprowadzone przez naszego trenera. Jak on wciąż nie nauczył się ich dokonywać to przechodzi ludzkie pojęcie. Wprowadzenie Łukasiewicza za jedynego zawodnika, który potrafi posłać piłkę bezposrednio z lewej na prawą stronę (Sztylka) było strzałem w stopę. Tak samo można nazwać czekanie na odpowiedni moment wprowadzenia Sotirovicia po czerwonej kartce Tosika. Oczywiscie gdy było już dobre dziesięć minut po tej chwili to Tarasiewicz dopiero zaczął sobie zdawać sprawę z szansy jaka jest przed Śląskiem. Dosć powiedzieć, że GKS już wtedy grał dwoma napastnikami i mimo dwóch stuprocentowych szans Sotirovicia, spartolonych w fatalnym stylu, mógł wygrać, ale Nowak także postanowił zabawić się w Vuka. Z pewnoscią ten wynik nie krzywdzi żadnej ekipy - szkoda tylko, że to kibice Śląska znów wychodzili ze stadionu wsciekli i złorzeczący na drużynę i trenera.

Pomeczowa reakcja

Czy jest nadzieja na lepsze jutro? Szczerze mówiąc to może i Śląsk rozegrał najbardziej udany mecz w 2010 roku, ale po raz kolejny zakończył bez kompletu punktów. To własnie one się licza w ligowej tabeli, która wygląda coraz mniej korzystnie dla ekipy Tarasiewicza. Tuż za nami jest cała plejada zespołów, które potencjałem odstaja od Śląska, ale przynajmniej walczą i strzelają bramki.

Tu chciałbym się na moment zatrzymać. Śląsk nie wygląda jakby miał strzelać bramki. Śląsk jest drużyną 'prawie': prawie komplet kibiców, prawie bramka, prawie swietna akcja, prawie dobre spotkanie, prawie jak dobry napastnik... Przykro jest patrzeć na to jak inne zespoły wciąż mają tą łatwosć w zdobywaniu goli, nawet przy cholernie dużym udziale szczęscia. My na taką drużynę nie wyglądamy. Dla nas strzelić bramkę to albo liczyć na rzut karny, albo po prostu wepchnąć tę cholerną futbolówkę w ten cholerny prostokąt.

Przykro jest też patrzeć na to jak klub sie cofa zamiast rozwijać. Pomijając już wydarzenia na boisku, spójrzmy choćby na samą murawę, która jest w opłakanym stanie. W przerwie ją spryskano obficie wodą i już gra była trochę łatwiejsza dla piłkarzy obu drużyn, ale czemu nikt nie wyszedł i wczesniej nie poprawiał tego co zostało zniszczone w pierwszej połowie i po rozgrzewce? Pan Władzio i pan Jasio, te dwie legendarne już postacie, które chodzą sobie w przerwie i czubkiem buta szukają monet w trawie, to za mało by murawa była na Oporowskiej komfortowa.

Jednak trawa to pierwsza z wielu spraw, wierzchołek góry lodowej. Fatalna liczba kibiców w sobotnie popołudnie, przy pięknej pogodzie to kompromitacja naszego klubu. Jednak co kompromituje ich bardziej to brak jakichkolwiek starań by ten stan naprawić. Po prostu rzucą hasło: 'przyjeżdża Wielki Lech Poznań' licząc, że oprócz kibiców, którzy standardowo przychodzą na stadion, na bilet kasę rzucą ci pragnący obejrzeć dobry futbol. I to nie w wykonaniu Śląska. Na to niestety chyba przyjdzie nam czekać jeszcze długie, długie miesiące.

Oceny

Dzisiaj klasyfikacja jest prosta, a piłkarzy dzielę na tych, którzy zasłużyli by wsiąsć do autobusu do Lubina we wtorek, tych, którzy powinni być bez szans oraz takich, co muszą jeszcze cos udowodnić na treningach.

Grupa 'Inwazja na Lubin': Kelemen (pewny, szybki przy wyjsciach), Socha (aktywny, obiecujący), Celeban (naprawiający błędy kolegów), Sztylka (dobrze rozgrywał), Dudek (zastawiający się, walczący z rywalem na plecach), Szewczuk (grać mu tylko na głowę, tylko!), Madej (lepszy w drugiej połowie, udane dryblingi).

Grupa 'Pracuj to pojedziesz': Ćwielong (nie gasnij po 20 minutach, mecz trwa 90), Wołczek (nie kiwaj się w ofensywie, nie umiesz), Pawelec (nie wywracaj się przy każdej interwencji)

Grupa 'W srodę gra Młoda Ekstraklasa...': Mila (najgorszy mecz od momentu transferu do Śląska), Sotirović (miał swoje szanse, spartolił je w wielkim stylu), Łukasiewicz (gra tylko z rywalem).

Zapraszam na jutro, na pewno pojawi się notka dotycząca... sposobu na Zagłębie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz