Śląsk bezbramkowo zremisował z Ruchem w Chorzowie, zapraszam na pierwszą w historii 'Oporowskiej 62' relację z meczu. Będzie się działo.
Przed meczem
Wszyscy wiemy w jakiej sytuacji Śląsk przystępował do tego spotkania. Po kiepskim wyniku z Koroną w zeszłym tygodniu, dalszych osłabieniach kadrowych oraz kontrowersyjnych wypowiedziach Ryszarda Tarasiewicza atmosfera raczej gęstniała niż się poprawiała. Niestety w klubie jakby wciąż wszyscy zaprzeczali, że Śląsk walczy o utrzymanie i znajduje się w szerokiej grupie, która ten cel z nami dzieli. Sebastian Mila stwierdził wręcz, że nie pozwoli by w szatni mówiono o utrzymaniu jako rzeczy niepewnej w odniesieniu do klubu z Oporowskiej. Tak sobie zaprzeczając, wyjechał Śląsk do Chorzowa, tym razem z Góralem, Klofikiem i Kaśnikowskim, którzy ponoć nie są ani piłkarsko, ani mentalnie gotowi do gry w Ekstraklasie. Kilku stałych bywalców na meczach Młodego Śląska pewnie miałoby coś do powiedzenia na ten temat. Zadziwia mnie to, że Taraś wciąż uparcie wystawia na lewej obronie Wołczka. Zwłaszcza, że może wystawić tam Pawelca, a Krzyśka na nominalnej pozycji, na przeciwległym skrzydle defensywy, przesuwając Celebana do środka. Obecność na szpicy Tomasza Szewczuka zapowiadała brak jakiejkolwiek inwencji twórczej w ataku oraz poleganie tylko i wyłącznie na stałych fragmentach gry. Jak bardzo?
Mecz
Ku zaskoczeniu, mojemu, Śląsk dobrze zaczął, wręcz pokuszę się o stwierdzenie, że to był najlepszy kwadrans w wykonaniu drużyny od początku wiosny. Rzut wolny pod polem karnym Ruchu, podchodzi Mila, zakręca nad murem... poprzeczka, pewnie jeszcze do tej pory się trzęsie, zwłaszcza, że zaraz poprawił Dudek, w słupek. Potem popis umiejętności dał nam, który to już raz?, Marian Kelemen. Złoto z tego bramkarza, zresztą zobaczycie w ocenach. Ruch miał swoje okazje, ale Słowak szalał, jakby chciał jeszcze jakimś cudem wbić się do kadry swojego kraju na mistrzostwa świata. Jeśli nie teraz, to przy utrzymaniu obecnej formy selekcjoner będzie go musiał spróbować. Jeszcze przed przerwą znów do rzutu wolnego (tym razem pośredniego), po krótkim rozegraniu Mila uderza po długim rogu i znów słupek. W przerwie ponoć bramka, której bronił Pilarz jeszcze się trzęsła po ostrzele Mili z wolnych.
Jako że nasza ofensywa raczej nie przedstawiała się imponująco to w drugiej połowie mający więcej argumentów Ruch przycisnął i prawie wykorzystał kiks Pawelca. Pomimo kilku kolejnych nerwowych momentach Śląsk jednak potrafił opanować sytuację i wypychał Ruch na ich połowę by tam sobie gospodarze rozgrywali piłkę. Czasem im to wychodziło całkiem nieźle i głównie po błędach w ustawieniu Śląska mieli oni okazję. Na nasze szczęście w bramce stoi Kelemen, który jest bramkarzem na jakiego czekaliśmy... i czekaliśmy, aż się doczekaliśmy. W końcówce wszedł na boisko Łudziński i pokazał nam dlaczego Ekstraklasa to dla niego zbyt wysokie progi. Potyka się o piłkę, nie potrafi jej przyjąć, o uderzeniu nie wspominam - a miał idealną sytuację po energicznym i świetnym wejściu Madeja. Ostatnie minuty to raczej desperackie ataki Ruchu i prawie gol dla Śląska - rzut wolny sprytnie rozegrał Dudek do Mili, ale będący na spalonym Celeban zaprzepaścił ich wysiłek.
Po meczu
W porównaniu z poprzednimi spotkaniami Śląska to wreszcie nasza defensywa zagrała porządne spotkanie. Choć nerwów i błędów nie zabrakło to jednak każdy z obrońców zasłużył na pochwałę. Także środek pola funkcjonował trochę lepiej niż ostatnio, ale wyłącznie w destrukcji. To nas jednak nie powinno dziwić skoro Ulatowski i Łukasiewicz to raczej piłkarze od odbierania piłek, a nie rozgrywania akcji. W tym dobrze spisywał się Dudek, a Mila miał swój dzień (wreszcie!). Madej kilka razy urwał skrzydłem, ale ja nadal będę twierdził, że trójka, która gra przed dwójką defensywnych pomocników jest zbyt rozciągnięta by nas zadowolić. Z Szewczukiem sprawa jest jasna - jeśli gra jako napastnik to nie możemy oczekiwać, że strzeli bramkę lub stworzy zagrożenie. 'Sezon konia' już miał, a teraz walczy i statystuje.
Poziom zadowolenia Tarasiewicza
Taraś ma pełne prawo być zadowolonym z tego punktu i postawy drużyny.
Oceny (Uwaga, oryginalna skala, nie typowa 1-10, ale myślę, że zrozumiecie)
Marian Kelemen - Ekstraklasa, ścisła czołówka nawet. Bezbłędny, co tu dodać?
Krzysztof Wołczek - Ekstraklasa, ale dolna część tabeli. W defensywie daje radę, ale ofensywnie grać nie lubi.
Dariusz Sztylka - Ekstraklasa. Dobrze ustawiał obronę, wybijał piłki do przodu...
Mariusz Pawelec - I liga. Trzy poważne kiksy, powinien grać na lewej stronie.
Piotr Celeban - Ekstraklasa. Fajnie broni sytuacje 1 na 1, groźny w ofensywie.
Antoni Łukasiewicz - I liga. Podaje tylko do boków, albo do tyłu.
Krzysztof Ulatowski - Ekstraklasa. Biega, biega i biega... dokładne podania.
Sebastian Dudek - Ekstraklasa. Dobra zastawka, potrafi wywalczyć wolnego pod bramką rywala.
Łukasz Madej - Ekstraklasa. Kilka silnych wejść w pole karne, ale zbyt blisko lini bocznej.
Sebastian Mila - Ekstraklasa. Miał pecha, że nie strzelił dzisiaj bramki.
Tomasz Szewczuk - I liga. Napastnik co nie stwarza zagrożenia... to ci dopiero!
Przemysław Łudziński - II liga. Ani szybki, ani chętny, ani zwrotny, ani techniczny... mam tak dalej?
Podsumowanie
Ten mecz to nadzieja na lepsze jutro. Zwłaszcza, że w Krakowie trzeba będzie zagrać podobnie, a sytuacja kadrowa wcale się nie polepszy (wyleciał Szewczuk). Walka o utrzymanie trwa.
sobota, 3 kwietnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajny blog o Śląsku Wrocław :) Czekam na kolejny wpisy!
OdpowiedzUsuń