środa, 7 kwietnia 2010

Życie bez napastnika

Życie pisze różne, naprawdę różne scenariusze. Kto by pomyślał, że mecz z Koroną Kielce, a potem Ruchem Chorzów to wcale nie będzie szczyt problemów z wąską kadrą Śląska... Tymczasem z borykającym się ze swoimi problemami mistrzem kraju drużyna Tarasiewicza spotka się bez nominalnego napastnika. O, przepraszam. W kadrze drużyny jest Przemysław Łudziński, który tak świetnie radził sobie na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce, a po transferze definitywnym już... no cóż, nie spełnił oczekiwań kibiców i trenera.

I mimo tego, że na Suchych Stawach, w meczu przyjaźni, Śląsk pewnie wybiegnie w ustawieniu z Łudzińskim na szpicy. Każdy kto widział w ostatnich tygodniach tego napastnika w meczach Młodej Ekstraklasy może śmiało stwierdzić (potwierdzić), że gra on leniwie, nie walczy, brakuje mu szybkości, a okazji swoich nie wykorzystuje. Czyli wszystko co go skreśla jako napastnika godnego Ekstraklasy. Niemniej jednak upór Tarasiewicza oraz brak alternatyw (oh, czyżby?) spowodował obecną sytuację oraz to, że po raz kolejny jedynymi argumentami Śląska w ofensywie będą stałe fragmenty gry. W których obecność Łudzińskiego będzie ograniczała się do względów czysto statystycznych.

To, że da się żyć i grać bez Łudzińskiego postaram się udowodnić swoimi taktycznymi zawiłościami, a wariantów kilka mam. Zacznę od tego, że do ataku powinien przejść Ćwielong, który już na tej pozycji występował. Na lewej stronie pomocy znów występowałby Mila (a może Spahić, jeśli wróci?), w środku Łukasiewicz, Ulatowski (jako defensywni) i Dudek, a na prawej Madej, oczywiście. Można także zaryzykować pełną pulę i zamiast Ulatowskiego wstawić do gry młodego Górala, Madeja przeniść na lewe skrzydło, a za rozgrywanie uczynić odpowiedzialnym Milę i Dudka z jednym piłkarzem za ich plecami (Łukasiewiczem). Oczywiście ten wariant jest najmniej realny, znając podejście Tarasiewicza do piłkarzy nieprzygotowanych mentalnie...

Co jeszcze? Można jeszcze kombinować nierealnie z Ulatowskim w ataku, ale tak po prawdzie to ja bym zaryzykował grę... 4-3-3. W środkowej linii, za destrukcję odpowiedzialni byliby Ulatowski, Łukasiewicz i Dudek, a przed nimi, grający blisko siebie, (od lewej) Mila, Ćwielong i Madej. Wydaje mi się, że i w standardowym ustawieniu, które preferuje Tarasiewicz ta ostatnia trójka powinna grać w niewielkich odległościach by spełniało to swoją funkcję. Zwłaszcza, że jako pasjonat Premier League przywołuję sobie sytuację z zeszłego sezonu gdy Everton nie miał żadnego sprawnego napastnika... Mądrze grający środkowi oraz dobrzy technicznie i szybcy skrzydłowi sprawili, że na Goodison Park dawno nie widziano tak pięknie prezentującego się Evertonu. Kto wie, może to właśnie klucz do zwycięstw Śląska, gra bez napastników?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz